wtorek, 28 kwietnia 2009

Czym jest sława dla (NIE)zwykłego człowieka

Kiedyś sława była przywilejem nielicznych. W XVII wieku zaczęto relacjonować poczynania londyńskich dandysów, a w drugiej połowie XIX w. (1870-1890) w Zjednoczonym Królestwie i USA z wypiekami na twarzy czytano opowiadania lub wywiady ze znanymi literatami. Ujawniali oni szczegóły ze swojego życia osobistego. Potem wykreowano gwiazdy filmowe, wreszcie przyszła kolej na swojskich celebrities.
Co w sławie jest na tyle magnetycznego, że jej osiągnięcie stawia sobie za cel tak wielu? Co takiego daje sława, czego dać nie może nic innego? Sława to opium, gdyż za życia kojarzy nas z sukcesem i swego rodzaju władzą, po śmierci zapewnia nieśmiertelność. Czyli poniekąd czyni równymi Bogu...Czym dla ludzi jest sława?. To określenie, które można sobie wyobrazić z czymś pięknym jak kwiat. Jednak nie wszystkie kwiatki są piękne, a niektóre są nawet brzydkie i nie pachną. Te ładne kwiatki rozkwitają, wydobywają piękną woń i wszystkim się podobają. Jednak, każdy kwiatek trzeba pielęgnować, bo w przeciwnym razie straci swoją popularność. Zwiędnie. Tak samo jest w strefie zwanej „Show biznesem”. Gwiazdy muszą ciężko pracować, żeby wbić się na ekrany kin, telewizorów lub na pierwsze strony gazet. Nie jest to łatwe, a nawet gdyby było to wybredni widzowie szybko skrytykują zarozumiałą istotkę.
Dla niektórych liczą się tylko pieniądze i rozdawanie autografów. To nie wszystko. Muszą swoim fanom i innej publiczności zaoferować coś więcej. Coś wyjątkowego. Coś innego. Zawiodą raz, wszystko stracone. Dlatego w świecie gwiazd liczy się to, żeby był gotowy „materiał”. Jak zanikną, choćby na rok czy dwa, to potem trudno będzie wrócić. Muszą się starać, mieć cierpliwość i pomysł. Wtedy mają ogromną szansę na zdobycie ponownego zaufania. Niestety zdarzają się ludzie dla których sława może być tylko zarozumiałością. To złe odczucie. Sława ma być dla ludzi przyjemnością w wykazaniu się. Ma być czymś wyjątkowym co sprawia im radość i poczucie bycia. Nie można igrać z tak poważną instytucją. Trzeba liczyć się z konsekwencjami, polegać wyłącznie na sobie. W show biznesie trzeba być ostrożnym, ponieważ nie wiadomo, kiedy ktoś zechce podłożyć „świnie” i rozwalić błyskotliwość wśród ludzi. Dlatego trzeba dbać o to by cały czas być na topie. A żeby być na topie trzeba się strasznie starać i mieć pomysł na przyszłość.
Obok siebie możemy dość często znaleźć takie opinie: „Dlaczego Artysta X gwiazduje? Czy sława uderzyła do głowy Artyście Y?” oraz „Artysty X jest za mało w mediach! Dlaczego Artysta Y tak rzadko pojawia się w TV, prasie, radio?”. Z jednej strony gwiazdy bronią się czterema nogami przed zgubnym bakcylem sławy, utożsamiają go jednoznacznie z gwiazdorską manierą, sodówką i tłumem bodygardztwa, z drugiej zaś strony cieszą się z każdego jej przejawu, potwierdza ona bowiem niejako wartość produkcji artystycznej danego wykonawcy. Jak to więc tak naprawdę jest? Pożądana czy zgubna? Dobra czy zła? Moralnie dopuszczalna czy utylitarnie korzystna? A może sława sławie nierówna? Zanim dokonamy analizy sławy ze strony moralnej, zastanówmy się, po co ona komu. Po pierwsze i być może najważniejsze, sława, popularność jest dziś piątą czy szóstą władzą, ten bowiem, kto ją posiada, zdobywa siłę przekazu. Jeśli czyjaś twarz, nazwisko nie są znane, pies z kulawą nogą nie będzie chciał go słuchać, traktowany będzie z góry, bowiem media rządzą się prawem rozpoznawalności, a przecież to media są dziś przekaźnikiem informacji, dystrybutorem idei. Popularność jest więc poniekąd niezbędna, gdy ktoś ma coś do powiedzenia i chce to rozpropagować – nie jest to wymysł, o czym świadczą choćby ogromne nakłady wkładane w promocję różnych przedsięwzięć, zwłaszcza muzycznych. Problem zaczyna się w momencie, kiedy sława staje się celem samym w sobie, zaczyna przesłaniać istotę muzyki – jej artystyczną wartość. Znamy ten mechanizm doskonale – apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego też wielu wykonawców, którym udało się zakosztować sławy czubkiem języka, nabrało ochoty na więcej. Dochodzi do sytuacji, dla jednych absurdalnych, dla innych wstrząsających, kiedy popularność karmi się skandalem, nierzadko przekraczając granice dobrego smaku czy wręcz granice ludzkiej przyzwoitości, łamiąc elementarne prawa więzów rodzinnych czy intymności. Pornograficzne niemalże uzewnętrznienia stanów ducha i emocji niektórych „gwiazd” czasopisma brukowe, nakręcające spiralę kartonowej popularności, która bazuje w większym stopniu na pojawianiu się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, niż na dokonaniach artystycznych. Pojęcie gwiazdowania, ściśle związane z konceptem sławy, jest to po prostu sposób, w jaki dana osoba korzysta ze swojej popularności, czym ona jest dla danego artysty i jaki ma do siebie w tym wszystkim dystans. Sprawa jest na tyle oczywista, że nie ma powodu, by się o niej rozpisywać – zależy to w zasadzie jedynie od człowieka, nie zaś od stopnia popularności, o czym przekonują nas przykłady prawdziwie wielkich, uwielbianych, a jednocześnie skromnych i przystępnych artystów. Oczywiście, sporo jest wykonawców skąpanych w sodówce, budujących wokół siebie twierdze i sztuczne bariery, bowiem trzeba wiedzieć, gdzie sięgają granice, zarówno dla jednej, jak i dla drugiej strony. Otóż fani, w swym bezgranicznym uwielbieniu zatracają czasami poczucie rzeczywistości i wymagają od swego idola, by był dla nich, mówiąc brzydko, „dostępny”, by zrezygnował na ich rzecz ze swej własnej prywatności i autonomii. W takiej sytuacji bardzo łatwo posądzić kogoś o gwiazdowanie, przylepić mu łatkę próżnego czy też osobnika, któremu przewróciło się w głowie. Nic bardziej błędnego i krzywdzącego! Wystarczy spojrzeć na to z innej perspektywy – artysta jest człowiekiem z krwi i kości, a to, co niektórzy odbierają czasem jako „gwiazdorską manierę” jest zwykle zmęczeniem, zniżką nastroju, zwyczajną potrzebą wyciszenia się. Jednocześnie, każde nieuzasadnione posądzenie o „gwiazdowanie” jest po prostu krzywdzące, jako że jest ono równoznaczne z postawą braku szacunku wobec fanów. Powinniśmy zrozumieć, że popularność ma swoje, jak to się mówi, plusy dodatnie i plusy ujemne, z przewagą tych pierwszych, rzecz jasna. Artysta musi więc zmagać się z tym, co przynosi sława, zarówno z jej pozytywami jak i powikłaniami, co najważniejsze zaś, musi odnaleźć w tym wszystkim równowagę. Ze swej strony my, fani, powinniśmy również do tego dążyć, bowiem to w znacznej mierze od nas i od naszego postrzegania artysty, zależy jego popularność. Przede wszystkim zrozumienie i szacunek wobec potrzeb każdego – nie ważne czy występuje dla nas na scenie, czy mówi do nas z telewizji, wobec potrzeb, których obrona nie może być traktowana jako gwiazdowanie. Cieszmy się więc dobrą sławą naszych idoli, nie dajmy się jednak zwariować, bo nie brukowa prasa, lecz muzyka w sercach fanów jest miernikiem i potwierdzeniem wartości danej produkcji artystycznej.
„Jednostki genialne posiadają cechy, których trudno by szukać u tak zwanych zwykłych śmiertelników. Faktem jest, że wiele osób mogłoby być geniuszami, gdyby tylko potrafiły wykorzystać drzemiący w nich potencjał. Często nadzwyczajne zdolności są ukryte pod powłoką przeciętności, a obdarzony nimi człowiek niczym specjalnym się nie wyróżnia. Niestety - najczęściej pragną sławy ci, którym Bóg odmówił talentu i elementarnej wiedzy, o czym świadczy chociażby przypadek zespołu Ich Troje. Ludzie pokroju Michała Wiśniewskiego to koszmarne beztalencia, które roszczą sobie prawo do popularności i związanych z nimi korzyści finansowych. Najsmutniejsze jest to, że tak wielu naszych rodaków zachwyca się tego rodzaju gwiazdorami, co świadczy o ich niskiej kulturze i daleko posuniętym konformizmie. Nie warto jednak marnować czasu na pisanie o tych, którzy na to nie zasługują.”- tak o sławie wypowiadają się internauci, którzy nie rozumieją na czym polega fenomen sukcesu niektórych gwiazd show biznesu.
Zmarły w 2004 roku amerykański historyk Daniel Boorstin zauważył, że we współczesnym życiu publicznym coraz więcej jest osób znanych tylko z tego, że są znane. Sława sama w sobie nie jest oczywiście nowym zjawiskiem, ale kiedyś, żeby być sławnym, trzeba było mieć osiągnięcia na jakimś polu - można było być sławnym wojskowym, mówcą, artystą, przedsiębiorcą. Dzisiaj można po prostu słynąć z bycia słynnym. Dlaczego tak się stało? Dzisiaj sława może stać się zawodem samym w sobie. W momencie, w którym nasza twarz zaczyna być rozpoznawana przez masową publiczność, mamy zagwarantowane miejsce pracy. W najgorszym wypadku poprowadzimy teleturniej, wylądujemy jako prezenter w programie typu "Telezakupy" albo konferansjer uświetniający swoim "Dobry wieczór państwu" imprezę typu XIII Regionalny Zjazd Kółka Gospodyń Wiejskich. A jaki jest najlepszy wypadek? Chyba jeszcze nikt u nas nie wyznaczył górnego pułapu tego, ile można zarobić na słynięciu z bycia słynnym, ale dużo daje do myślenia bardzo roztropna polityka Michała Wiśniewskiego, który nawet wiadomość o rozwiązaniu zespołu Ich Troje potraktował jako kolejną biznesową okazję. Najpierw o północy powiadomiła o tym telewizja TVN, potem poranny "Fakt", następnie zaproszono na konferencję prasową w południe, na której to konferencji też nie podano żadnych szczegółów - za to odesłano ciekawych do telewizji TVN. Jeśli już słyniemy z bycia słynnym, możemy sprzedawać mediom prawo do wyłączności na pisanie o nas.
Amerykanie wymyślili specjalny rzeczownik "celebrity" na określenie takich osób. Celebrity oznacza osobę, którą się celebruje. Już XIX-wiecznych obserwatorów uderzało to, że o ile w Europie osoba sławna musi się legitymować jakimiś nadzwyczajnymi zdolnościami (wielką ogólnokontynentalną sławą był lord Byron, ale to jednak jego wiersze wypromowały jego sławę, nie odwrotnie), o tyle Amerykanie najchętniej sławią przeciętniaków - w czym już Tocqueville dostrzegał gorzką cenę masowej demokracji. Zjawisko celebrity rozkwitło w USA w pełni razem z narodzinami Hollywood, nie bez usilnych starań samych wytwórni filmowych, którym łatwiej było sprzedawać filmy dzięki nazwiskom gwiazd niż dzięki walorom samych filmów. Bardzo szybko w Ameryce pojawił się kolejny dziwaczny zawód - "publicist", czyli osoba zajmująca się promowaniem sławnej osoby, coś pośredniego między agentem a specjalistą od public relations. Promowanie sław zawsze było zajęciem brudnym. W optymistycznym scenariuszu polegało to po prostu na przekupywaniu mediów przez studia filmowe, żeby "nakręcały" wrzawę wokół jakiejś aspirującej gwiazdy. Jak jednak wyszło na jaw po latach, wielu "publicystów" i dziennikarzy kręcących się wokół Hollywood współpracowało z FBI. Walter Winchell, ojciec XX-wiecznego dziennikarstwa plotkarskiego, uzgadniał z szefem FBI Edgarem Hooverem, jakiego sławnego aktora ma zgnoić, jakiego wychwalić, a o jakim milczeć - w zamian dostawał poufne informacje o tym, kto z kim sypia, a kto pije za dużo.
W Europie też mieliśmy nasz wariant kultu gwiazd filmowych, ale przebiegał on zupełnie inaczej. Dobrze ilustruje to różnica rozwoju talk-show po obu stronach oceanu. W latach 50. w wielu telewizjach świata ktoś wpadał na mniej więcej ten sam pomysł - mamy prezentera, który zaprasza do studia ciekawe osoby. W Europie jednak przez "ciekawą osobę" rozumiano zwykle kogoś, kto nie musi być sławny, ale wystarczy, że zajmuje się czymś ciekawym lub przynajmniej nadającym się do ciekawej opowieści. W Polsce taka była formuła naszego klasycznego talk-show "Tele Echo" Ireny Dziedzic, ale podobne programy cieszyły się popularnością w telewizji francuskiej i brytyjskiej. W USA szybko wyłoniła się jednak inna formuła - talk-show, do którego zaprasza się kogokolwiek, kto akurat czymś zasłynął. Najważniejszym do dzisiaj jest "Tonight Show" prowadzony w latach 60. przez Johny'ego Carsona. W 2002 roku błyskawiczną karierę zrobiła niejaka Ellen Feiss, studentka, która wystąpiła w reklamie pewnej marki komputerów. Nie robiła w tej reklamie niczego nadzwyczajnego - po prostu plastycznie opowiedziała, jak konkurencyjny komputer jej się zawiesił ("zrobił takie bip, bip, bip"). Miała przy tym zamglone oczy i nieobecny uśmiech, co wywołało wielką internetową dyskusję, czy Ellen wystąpiła przed kamerą odurzona marihuaną. Zaproszono ją do talk-show, Jaya Leno i Davida Lettermana (następcy Carsona w "Tonight Show"), ale w Europie raczej nie trafiłaby do "Sacrée Soirée" czy do talk-show Michaela Parkinsona w BBC. U nas, niestety, budowę kapitalistycznej telewizji zaczęliśmy od wyrzucenia naszych tradycji i błyskawicznego zaimportowania nowych - najczęściej z Ameryki. Stąd w latach 90. wysyp talk-show kopiujących Carsona, Leno i Lettermana, które były do siebie strasznie podobne (sławne osoby opowiadają o swoim dzieciństwie oraz ulubionych potrawach, orkiestra na żywo gra przerywniki, prowadzący zawsze opowiada dowcip itd.), ponieważ wszystkie powielały te same wzorce. Niejako przy okazji skopiowaliśmy razem z nimi amerykański kult celebrity. Popularność importowanych wzorców ostatnio jednak spada (dawno już nie uruchomiono żadnego kolejnego polskiego klonu "Tonight Show"!), można więc mieć nadzieję, że miejsce Michała Wiśniewskiego kiedyś wreszcie zajmie piosenkarz znany ze swoich piosenek, a nie z tego, że jest znany.
Sława, z czym to się je, jak ją zdobyć. Bo chyba o to chodzi na przykład. w rynku muzycznym, żeby być sławnym, świecić, lśnić, być gwiazdą, sprzedawać dużo płyt, być uwielbianym przez publikę, dostawać setki listów z wyrazami uwielbienia, prezenty , wywiady, show, wrzask i takie tam.
    Miliony rąk próbujące cię dotknąć, ochroniarze, fani, stada fanów, okrzyki, wyznania miłości. Być sławnym to jakby złapać pana Boga za nogi, a może nawet dla wielu zostać bogiem. Mieć wyznawców czcicieli jak to mówił Lestat z "Królowej Potępionych", oddanych wiernych kupujących płyty, plakaty biografie, szperający w Internecie, błagający o maila, adres, czekający na odpowiedź, choćby cześć.
    Powiedzmy, że jest fajnie, jest się w centrum uwagi, ale gdzie w tym wszystkim miejsce na prywatność, może między reflektorami a kamerą telewizyjną, czy między sceną a mikrofonem. To tak jakby całe życie mieszkało się w domu Wielkiego Brata i każdy skraweczek, kawałeczek życia był uważnie śledzony i opisywany podawany do wiadomość publicznej.
    Cały czas słyszy się że, ten bije żonę, ta się rozwodzi, tego komornik odwiedza, tego kariera chyli się ku upadkowi, a ten guruje, a ten kupuje, a ta daje popis, a temu dzieci odbierają lub że wyszedł z więzienia. To tak jakby gwiazdy były za pancerną szybą i służyły tylko do oglądania i plotkowania o tym co robią. Hip- hopowy zespół Peja zwraca uwagę na bycie sławnym bardziej z ludzkiego punktu widzenia, takiego czysto ulicznego w swoim utworze pt.:” Uliczna sława”. Słowa piosenki: „Uliczna sława, która duma mnie napawa,/ Od ludzi brawa ich uściśnięta graba/ Życiowa zaprawa, która trwała całe lata./ Nie jednego brata spotkałem w tych klimatach,/ Nie jednego brona, jabola i batata,/ Nie jednego drina wychlał Rych gdy latał/ Szukając sposobności by żyć godnie się nie złościć/ By pierdolić słabości użalanie się nad losem/ Los człowieczy herosem byłem wtedy w okolicy,/ Jak wszyscy nędznicy nikt tu nie szukał przyczyn/ Czemu my? Czemu za nas innym wstyd?/ Taki Jeżycki byt wciąż kredyt, potrzeby./ Kroki ostrożne żeby nie zaliczyć gleby,/ Innym razem szybkie susy niczym strzała z kuszy,/ To przypał czas ruszyć przed siebie walka o życie,/ To jest wojna jak w Belfast albo bomby w Madrycie,/ Modląc się o lepsze życie, bycie lepszym człowiekiem,/ Dorastałem a z wiekiem rozwinąłem swój fach,/ Czy to talent czy traf? Jeden mach pod brama rap/ Jest klawo, klawo skurwysyny biją brawo,/ Chcę to robić was i dla własnej świadomości,/ Że czuje się potrzebny przyjmij to do wiadomości,/ Nasz rap od zera początki bywają trudne,/ 997 niech psa chowają w trumnie./ Wciąż dumnie nie durnie, w bandanach obskurnie,/ Bo bramach znów skórnie, na kartce tekst notuje,/ Wszyscy to chuje, jeśli nie słuchają rapu,/ Inaczej niż dzisiaj wczoraj nie było łatwo,/ Niech oficjalne media biją non stop kurwom brawo,/ A ja będę się cieszył nadal swą uliczna sławą./ Dziś to teraźniejszość, raperów wiejskich większość,/ Znaczna część to pozerstwo, brak finezji, talentu,/ Z manierą konfidentów obgadują za plecami,/ Zamiast konsekwentnie się odznaczyć wynikami,/ Nagradza je ulica to ludzie z krwi i kości,/ A nie hołota z branży to nagroda publiczności,/ Prawdziwa nie od święta, w chuju mam konsumenta,/ Rasowego odbiorcę dla nich ta pointa,/ Nie popełnię błędu śpię spokojnie, patrzę w lustro,/ Ludzie nie chichoczą na mój widok, choć ochoczo,/ Podbijają by zagaić nikt z was mnie nie obraził,/ Żaden z was mnie nie zranił, bez sensu za mną łaził,/ I to jest dla mnie sygnał ze się nie należy wstydzić,/ Za własne poczynania siebie samego brzydzić,
Szczerość w naszym klubie, to lubię klubowicze,/ Jest impra krzyczę: SLU PONAD ŻYCIE!!
Już do końca tak będzie z nami poryte dekle,/ Wykolejone asy, kanalie przebiegle,/ Bez was to wszystko jest pozbawione sensu,/ Nie chcemy feamu masowego protestu,/ Chce logicznego tekstu z muzyką kontekstu,/ Masy nowych wersów w formie manifestu,/ Na osiedlu co krok, prawie co drugi blok,/ Nadaje nasze tracki, to miłe chłopaki,/ Dzięki za wsparcie, pierdol radiowe stacje,/
Co kreują uparcie tandetę która w żartach,/ Zanucisz z kumplami i wtedy będzie śmiesznie,/ Syf na chujowych bitach, ta zwyczajne brednie,/ A więc jebać te komedie my dla ulic odwiecznie,/ Dla prawdziwych ludzi, bo tutaj nasze miejsce,/ To nasza muzyka, co wypełnia ludzkie serce,/ Dla ulic odwiecznie, bo tutaj nasze miejsce.” są takim manifestem dla wszystkich tych gwiazd, które brylują na ważnych bankietach, członkowie Peji wolą własne środowisko i wpływ na nie.
A przecież to tak naprawdę zwykli ludzie, nie różnią się niczym od zwykłego napotkanego na ulicy przypadkiem człowieka, no może poza tym, że maja trochę więcej pieniędzy w portfelu.
Bo tak naprawdę każdy może w sobie odkryć jakiś talent, tylko że niektórzy nie potrafią albo nie chcą go odkryć bo się boją, bo  mają jakieś zahamowania, bo takie życie sławnych osób im nie odpowiada. Są też tacy którzy znają swoją wartość i specjalnie nie pchają się na światło dzienne bo wiedzą że i tak wcześniej czy później zostaną zauważeni.
    W erze masmediów i uderzających w człowieka z każdej strony reklam, każdy może się stać bardzo popularny i znany, trzeba tylko go "dobrze sprzedać", wymyślić dobrą kampanię marketingową. Puścić parę teledysków, reklam w telewizji, zrobić parę wywiadów dla znanych stacji, wyolbrzymić zalety zretuszować wady i mamy ów cudowny produkt => gwiazdę. Ale tak naprawdę wszystko zależy od nas bo bez publiczności i fanów żadnej gwiazdy nie będzie, bo gwiazda musi być fajna, ładna, super, ekstra, czad dla kogoś a nie dla siebie. To my musimy kupować płyty , prasę, chodzić na koncerty, uwielbiać, wysławiać itd.
Tak więc nawet jeśli ktoś ma ogromny talent, a nie szanuje swojej publiczności to będzie raczej spadającą gwiazdą i raczej epizodem wymazanym z historii na rzecz tych co publikę szanują i dbają o nią.
Na temat swojej pierwszej styczności ze sławą, zwykły człowiek, ale jakże uzdolniony Bogusław Kaczyński w wywiadzie z dziennikarzem powiedział:
- Przypadł Panu do gustu pierwszy smak sławy?
- Ta pianistyczna sława odebrała mi w znacznym stopniu urok dzieciństwa. Koledzy rozbijali biwaki, ja musiałem ćwiczyć. Oni jeździli na łyżwach, sankach, rowerach, ja tkwiłem przy pianinie. A kiedy już grałem tak, że można już było przypuszczać, iż będę zawodowym pianistą, musiałem unikać wszystkiego, co mogłoby spowodować zwichnięcie czy- nie daj Boże- złamanie ręki. Bywało, łzy kapały na klawiaturę, ale ojciec pilnował, abym ćwiczył. Po latach opowiadał, jak bardzo krajało mu się serce, ale ponieważ postanowił całą moją uwagę skoncentrować na muzyce, musiał być twardy. Pewnego dnia zakochałem się w tym, czego mnie uczono. Ta miłość trwa do dzisiaj.
- Czy uważa się Pan za człowieka sukcesu?
- Tak, zdecydowanie tak. Parę lat temu, podczas pobytu na festiwalu wagnerowskim w Bayreuth- dokąd co dwa lata wyjeżdżam na muzyczne dewocje- wnuk genialnego kompozytora dyrektor Wolfgang Wagner zaprosił mnie do odwiedzenia niedostępnego dla widzów zaplecza teatru. Obejrzałem scenę, garderobę, magazyny, kulisy, apotem weszliśmy do kanału orkiestry, które zgodnie z pomysłem twórcy „Parsifala” jest przykryta, więc dla publiczności niewidoczny. Pan Wagner wskazał ręką podium dyrygenta i zaproponował, abym z tego miejsca spojrzał na scenę. Nogi się przede mną ugięły. Stałem na tym samym podwyższeniu, z którego sto lat temu dyrygował Ryszard Wagner potem najwięksi mistrzowie batuty na czele z Hansem Richterem, Toscaninim, Furtwaenglerem, Karajanem. W tej niezapomnianej chwili ujrzałem długa drogę, która wiodła mnie z małego kresowego miasteczka do stolicy Wagnerowskiej sztuki, do miejsca nazwanego przez Tomasza Manna „muzycznym Lourdes, cudowna grotą w sercu Europy”. Ta droga jest dla mnie miarą sukcesu. Sukcesu tym cenniejszego, że zbudowanego wyłącznie własnymi siłami, bez jakiejkolwiek, nawet najmniejszej protekcji.
- Blask jupiterów, widok kamer wyzwalają w Panu niezwykłą energię?
- Kocham publiczność i jest mi obojętne, czy mówię do tysiąca, stu tysięcy czy milionów ludzi. Im większa widownia, tym bardziej jestem uskrzydlony.
- Co to znaczy być artystą na scenie i w życiu?:
Irena Eichlerówna usiłowała mnie kiedyś przekonać, że talent to kalectwo. Miała dużo racji. Artyści są ludźmi szczególnie wrażliwymi, intensywniej reagują na przemoc, niesprawiedliwość, okrucieństwo, pospolitość, złość i nienawiść. Są jak dzieci bezbłędnie odbierające wszystkie powiewy i prądy otaczającego świata. Dlatego artystów trzeba kochać, ogrzewać serdecznością i ciepłem.
Popularność przygniotła jednego z artystów kabaretowych, Zenona Laskowika. W wywiadzie wypowiada się w następujący sposób:
-Był Pan jednym z najpopularniejszych artystów w Polsce. Co dla Pana znaczy być gwiazdą? -- Gwiazda, to „coś”, co emanuje własnym światłem. Podobnie, jak ta na niebie. Ale są też planety, które tylko odbijają światło i ich mamy bardzo dużo. A prawdziwa gwiazda jest jak słońce – promieniuje energią z siebie: z przemyśleń, doświadczeń. Najpierw jest serce. Ono nie może być komputerowe, elektroniczne, medialne – bo to wszystko jest sztuczne. To znaczy, że jest pewien świat we mnie, on jest oparty bardziej lub mniej na zasadach etycznych, ja go na scenie prezentuję i do niego zapraszam.
- Gwiazdy i zasady etyczne, to chyba nie aż tak częsta mieszanka?
- Bo z drugiej strony sceny czy telewizora w większości są gwiazdy z fabryki. Tam nie ma już miejsca na kontakt ze sobą, czasu na wyciszenie, bo to wymaga ogromnej odwagi. Ich się nazywa gwiazdami, ale oni w większości świecą światłem odbitym. Co więcej, uważają, że być produktem na rynku, to coś pozytywnego, mimo że oznacza odcięcie od siebie, od swojej istoty. Zostaje im zabrana dusza, ten paszport Pana Boga, a oni nie mają świadomości, że nikt im jej nie odda. Stają się zakładnikiem popularności, nie zdając sobie sprawy, z czym to się wiąże.
Więc jak to jest, że artyści to w dużej mierze narcyzy? Bo dla kasy, bo dla siebie, bo dla sławy, moje jest lepsze niż twoje, ja mam lepszą oglądalność, ja więcej płyt sprzedałem itd. Sława ma swoje dobre i złe strony nie, którzy chcieliby być sławni a inni nie to zależy tylko od nas samych od tego, jakich wyborów dokonujemy w życiu.
Tak jest w przypadku artystów, a jak o sukcesie zawodowym mówią osoby, które na co dzień znane są ale tylko w swoim kręgu. Z psychologiem dr Agnieszką Kozak przeprowadzono rozmowę na temat sławy. Oto jej przebieg:
-Mówi Pani o sobie, że jest przede wszystkim matką. Czy z równie silnym przekonaniem może Pani nazwać siebie Kobieta Sukcesu?
- Przede wszystkim matką cudownej Marysi - to jest w tym ważne. Jak patrzę na moje dziecko, pełne energii, pewności siebie, świadome swoich mocnych i słabych stron to myślę, że to ogromny sukces mój jako matki. Kiedy zdecydowałam się już w czasie ciąży, że pierwsze trzy lata życia Marysi poświęcę jej nie rozpoczynając pracy zawodowej wielu moich kolegów z uczelni mówiło, że marnuję swoją szansę na sukces, że nie dogonię potem tych, którzy będą 4 lata przede mną. Nic bardziej mylnego. Poczucie życia w zgodzie ze sobą, z normalnym i naturalnym rytmem dorastania do kobiecości, macierzyństwa i kobiety pracującej dały mi niesamowite poczucie spełnienia. Czy ja mogę nazwać siebie kobietą sukcesu? Uśmiecham się, ponieważ tak faktycznie mówią o mnie znajomi i przyjaciele. Faktycznie patrząc na to, co zewnętrzne czyli dobra praca, satysfakcja z zarobków, stanowisko dyrektora w dobrej firmie szkoleniowej, doktorat, można by powiedzieć, że osiągnęłam sukces, pytanie, jaką mamy definicję sukcesu.
- Czym według Pani zatem jest sukces?
- Dla mnie sukces to możliwość zrealizowania swoich pasji, rozwinięcia w pełni swoich talentów i szansa na to, aby coś tworzyć. Dlatego myślę, że ciągle jestem w trakcie procesu budowania siebie jako kobiety sukcesu, czegoś co jest rozwojem, który oznacza bycie lepszą od siebie wczoraj - lepszą matką, lepszym dyrektorem, lepszym trenerem, przyjacielem, wykładowcą. To jak droga na K2, która wymaga przechodzenia siebie, ciągłego wysiłku w stawaniu się człowiekiem przez duże C. Ogromnie ważna dla mnie zarówno w pracy zawodowej jak i w życiu prywatnym jest możliwość kreacji. Kiedy czuję, że tworzę coś nowego, wartościowego, dzięki czemu ludziom jest i będzie lepiej to mam poczucie sukcesu. Dodatkowo miarą i wyznacznikiem sukcesu dla mnie jest jakość relacji, które dzięki temu się tworzą, czyli ludzie, którzy ze mną pracują. Mam takie niesamowite doświadczenie zbudowania zespołu mądrych i ogromnie wartościowych ludzi, którzy nie patrząc na siebie tylko na cel, którym jest wspólne bycie i doskonalenie się, tworzą niesamowite rzeczy, a sukces w tej pracy jest tylko wypadkową wspólnego wymagania od siebie.
- Jakie jest Pani zdanie na temat recepty na sukces? Trzeba być stworzonym do sukcesu czy raczej należy na niego zapracować?
- Zapracować od razu kojarzy się z jakimś trudem i znojem, a sukces powinien być czymś, co daje frajdę, poczucie spełnienia, energię do dalszego działania. Moja recepta na sukces to życie w zgodzie ze sobą - szukanie miejsc i ludzi, którzy pomogą mi zrealizować moje marzenia, dadzą narzędzia do rozwinięcia talentów, które są mi dane. Nie ma nic gorszego niż praca, w której nie możesz być sobą, ona nigdy nie da sukcesu, ponieważ nie przyniesie wewnętrznej satysfakcji i poczucia spełnienia. Sukcesem nie jest bycie lepszym od innych, a receptą na sukces jest wymaganie od siebie, choćby inni od Ciebie nie wymagali. Myślę, że każdy z nas jest po prostu STWORZONY do sukcesu, bo każdy jest wyjątkowy i niesamowity na miarę siebie, jeżeli skoncentruje się na tym, co jest jego zamiast martwić się o to, co mają inni, to na pewno osiągnie sukces.
- W jaki sposób można pomóc losowi, by osiągnąć sukces? Czy można sobie w jakikolwiek sposób utorować drogę do sukcesu?
- Można i wbrew pozorom jest to dość proste. Należy zacząć od polubienia siebie i od zbudowania adekwatnego poczucia własnej wartości. Wiem, co potrafię, wiem jakie są moje mocne strony, wybieram miejsca, które pozwolą mi rozwijać moje mocne strony i dadzą mi poczucie satysfakcji i spełnienia oraz wiem, jakie są moje limity - nie pakuję się w projekty, do których się nie nadaję. Ważne jest też, żeby wybierać rzeczy, które lubimy robić, ponieważ ludzie sukcesu to ludzie zadowoleni z siebie, z pozytywnym patrzeniem na świat a to można osiągnąć dając sobie szansę na codzienne, zwykłe sukcesy wynikające z osiągania satysfakcjonujących celów. Dodatkowo warto MÓWIĆ czego się chce, szuka, pragnie. Moja ulubiona sprawdzona zasada "mówisz i masz, nie powiesz nie dostaniesz" naprawdę sprawdza się w życiu. Odkryłam ją, kiedy pierwszy raz zaczęłam przypadkowo mówić o moim marzeniu pójścia na K2 podczas studiów MBA. Usłyszał to jeden z uczestników i dwa tygodnie później dostałam od niego maila, w którym pisał, że słysząc z jaką pasją o tym mówię i jakie to dla mnie ważne postanowił, że zasponsoruje mi tę wyprawę - w każdej chwili mogę z tego skorzystać. Podobnie rzecz się miała z innymi rzeczami w moim życiu - z audycjami w radiu, wydaniem książki,  z bajkami, byciem Dyrektorem Centrum badawczego. Tak, losowi trzeba pomóc poprzez odważne mówienie o swoich marzeniach, stawianie sobie ambitnych planów i korzystanie z okazji, które przynosi życie.
- Wielu ludzi postrzega sukces jako wysokie stanowisko w potężnej korporacji. Co należy zrobić, by nie zatracić się w takim mniemaniu?
- Nie dać się oszukać, temu, że prawdziwa definicja pochodzi od tzw. większości. To, co jest miarą sukcesu dla innych wcale nie musi być miarą dla mnie. Jeśli zbudujesz sobie swoją własną definicję sukcesu to ona Cię poprowadzi, nie ma nic gorszego niż życie scenariuszem pisanym przez innych ludzi i okoliczności, którego jesteś tylko aktorem a nie kreatorem.
- Czy łatwo jest dostrzegać drobne osiągnięcia dnia codziennego?
- Łatwo, jeśli chce się je zobaczyć. Generalnie żyjemy w kulturze narzekania i łatwiej widzieć nam słabości i uchybienia niż sukcesy. Mnie poraża, jak na szkoleniach na pytanie - co jest Twoją mocną stroną, wymień 4 elementy - ludzie robią się blado-czerwoni i mówią, że to nie wypada mówić dobrze o sobie. Skoro nie wypada mówić to i nie wypada cieszyć się sukcesami. I tu się kółko zamyka. Jeśli nie cieszysz się z osiągnięć dnia codziennego nie zbudujesz w sobie przekonania o własnej sprawczości, o możliwości osiągania satysfakcjonujących Ciebie celów. Nie jest łatwo, ale WARTO dostrzegać i CIESZYĆ się osiągnięciami dnia codziennego!
- Jaki film bądź spektakl może Pani polecić Kobietom Sukcesu?
Nie wiem, jaki mogę polecić, bo raczej nie czuję, żebym była jakimkolwiek autorytetem w tej dziedzinie. Mogę podzielić się filmami, które oglądam, jak chcę odpocząć i znaleźć inspirację do działania. Mój ulubiony film to "K2" - film o przekraczaniu siebie, swoich możliwości, o przyjaźni i niezłomności w dążeniu do celu. Drugi film to "The Bucket List" - o realizowaniu swoich pragnień, zanim będzie za późno. Uwielbiam też "Miasto Aniołów", "Spacer w chmurach" i "Słodki listopad" - filmy o pięknej miłości, której tak bardzo wszystkie pragniemy. I oczywiście wszystkie filmy, w których gra mój najukochańszy aktor Bruce Willice i aktorka Meg Ryan! Lubię też Władcę Pierścieni, ale trudno się ten film ogląda, jeśli nie czytało się książki...
... już niedlugo nowa notka a w niej ile jestemy w stanie zrobic dla kariery
LUC@

czwartek, 23 kwietnia 2009







Zmiana postaw, jako środek redukowania dysonansu, zachodzi, oczywiście, nie tylko w sytuacjach podecyzyjnych. Może ona następować w niezliczonych sytuacjach innego rodzaju, włączając tu przypadki, gdy dana osoba mówi coś, w co nie wierzy, lub gdy robi coś głupiego bądź niemoralnego. Skutki mogą być bardzo poważne.W naszym skomplikowanym społeczeństwie zdarza się nam niekiedy, że mówimy lub robimy coś, w co zupełnie nie wierzymy. Teoria dysonansu przewiduje, że zaczynamy wierzyć we własne kłamstwa- ale nastepuje to tylko wtedy, gdy nie mamy dostatecznego zewnętrznego uzasadnienia dla faktu, iż powiedzielismy coś sprzecznego z naszą pierwotną postawą.
Kontrolowanie ludzkich myśli i uczuć jest szczególnie trudne w sytuacji tzw. obciążenia poznawczego-, gdy człowiek myśli o wielu rzeczach naraz, lub, gdy musi podjąć decyzję w krótkim odstępie czasu. W razie silnego obciążenia możemy postąpić dokładnie przeciwnie w stosunku do tego, co zamierzaliśmy. Dlaczego czasem robimy coś przeciwnego w stosunku do tego, co zamierzaliśmy? Po pierwsze, musimy stworzyć i wcielić w życie plan, który zapewni warunki sprzyjające osiągnięciu danego celu. Po drugie, musimy kontrolować realizację tego planu, aby uniknąć niepowodzenia. Jednakże, gdy obciążenie poznawcze jest nadmierne- z powodu presji braku czasu, stresu lub jednoczesnego rozwiązywania kilku problemów- wykonanie planu staje się coraz bardziej trudne, zaś dostrzeżenie porażki- nie. Jak zatem można uniknąć porażki samoregulacji? Po pierwsze, zmniejszając do granic stres i dekoncentrację, ponieważ zużywają one nasze możliwości poznawcze, których potrzebujemy do podtrzymania procesu samoregulacji. Po drugie nie starajmy się zbyt silnie kontrolować własnych myśli, które nas prześladują. Po trzecie, trenujmy procesy, które mają nas doprowadzić do celu. Z czasem staną się one bardziej automatyczne, a tym samym mniej podatne na działanie obciążenia poznawczego.
Często człowiek nie może osiągnąć planowanych celów, ponieważ wyrastają przed nim przeszkody i trudności, których nie umie pokonać. Najważniejszą przyczyną udaremniania ludzkich dążeń jest konflikt. Dwie klasy konfliktów są godne uwagi. Do pierwszej z nich należą konflikty wewnętrzne, zwane również konfliktami motywacyjnymi. Powstają one wtedy, gdy w człowieku działają sprzeczne, rozbieżne siły dynamiczne, gdy dąży on jednocześnie do osiągnięcia niezgodnych celów. Do drugiej kategorii należą konflikty zewnętrzne, które z reguły mają charakter interpersonalny; powstają one wtedy, gdy istnieje sprzeczność między dążeniami jednostki a celami innych ludzi. Świat jest pełen tego rodzaju konfliktów. Racjonalne rozwiązanie konfliktów zewnętrznych i wewnętrznych daje człowiekowi satysfakcję; niepowodzenie w ich wyeliminowaniu prowadzi do frustracji a nawet kompromitacji. Nie tylko konflikty motywacyjne dręczą współczesnego człowieka. Często musi on rozwiązywać konflikty zewnętrzne, które powstają wtedy, gdy na drodze wiodącej do zaspokojenia potrzeb stają przeszkody zewnętrzne, gdy istnieje sprzeczność interesów między celami jednostki a celami grupy społecznej. Muzyk marzy o karierze, lecz inni bardziej utalentowani ludzie przekreślają jego zamiary.
W dziedzinie rozczarowań w każdym roku jest podobnie- na okrągło słyszymy, że coś umiera, najczęściej jakiś gatunek, rodzaj nośnika lub moda, albo ktoś czy coś się kończy bądź przynajmniej odchodzi w cień… płyty są oczywiście za drogie, choć prawdę mówiąc, nie zdrożały od jakiejś dekady, do Polski jak zwykle nikt nie przyjeżdża i generalnie bida z nędzą…Czyżby?
Gdyby podejść do tego serio, prawdopodobnie nie byłoby już o czym pisać- wszystko bowiem znajdowałoby się na śmietniku muzycznej historii. Na przykład rok 2008 nie był końcem rocka, hip-hopu, metalu, kompaktów, dvd, radia, Britney Spears, Madonny i teledysków. Nie był też rokiem powrotów, rewolucji, zniżek formy. Komercyjne stacje radiowe serwowały podobną ilość muzycznej papki co wcześniej, na listach sprzedaży znowu brylowały nie trzymające się kupy składanki, a w Polsce gwiazdą pierwszej wielkości został zespół Feel. Dla wielu to było właśnie największe rozczarowanie, choć prawdę mówiąc, trudno temu argumentowi przyklasnąć. Zwłaszcza że zespół Piotra Kupichy zrobił dokładnie to, czego się po nim spodziewano- wydał płytę z premedytacją nafaszerowaną lekkimi, niemal banalnymi przebojami. I zgarnął wszystko, pokazując, że można jeszcze w tym kraju sprzedać przeszło 200 tysięcy kompaktów. Rozczarowanie? Czy można zatem wskazać największą wpadkę? Wszystko jest kwestią gustu i coś, co jednego zawiedzie, dla innego stanie się najkrótszą drogą do muzycznego nieba. Co z tego, że na świecie nie popisała się Madonna ze swoim „Hard Candy”, w dalszym ciągu eksperymentująca z muzyką klubową, tym razem przy pomocy Timbalanda, Pharrella Williama i „Danję” Hillsa? Może i wyszło jej średnio, ale i tak sprzedała się jak ciepłe bułeczki, a single grały na okrągło wszystkie stacje. Wielu rozczarował powrót Queen, z Paulem Rodgeresem za mikrofonem. Rozczarował nie bez powodu. Utwory z „The Cosmos Rocks” nie wypaliły nie tylko dlatego, że nie śpiewał w nich nieodżałowany Freddie Merkury. Same w sobie były tylko cieniem dawnej chwały, bliższym rocka środka i konwencji Bad Company (dawnego zespołu Rodgersa) niż starej Królowej. Mimo to szkoda, że wbrew zapowiedziom zespół odwołał swój koncert w Stoczni Gdańskiej. Tym bardziej, że na żywo radzi sobie znacznie lepiej. No i ma z czego wybierać.
Olbrzymie kontrowersje wzbudził duet Jacka White`a i Alicii Keys „Another Way to Die”, który trafił na ścieżkę dźwiękową nowego filmu o przygodach Jamesa Bonda, „Quantum of Solace”. White`owi i Keys udało się stworzyć utwór słabszy od „Die Another Day” Madonny, a to jest już spora sztuka, pisali rozczarowani fani. Oczywiście nie wszyscy, bo kawałek i tak stał się przebojem.
Płyty jak płyty, piosenki jak piosenki- są lepsze lub gorsze, ale nawet przy spadku czyjejś formy dowodzą, że przynajmniej niektórym jeszcze się chce. Gorzej, gdy gwiazda od lat nie może się pozbierać i mimo szumnych zapowiedzi, niczym nowym się z fanami nie dzieli. Przykład najbardziej dobitny i zarazem bolesny to pięćdziesięcioletni Michael Jackson- były król popu, pracuje nad następcą albumu „Invicible” z 2001 roku od ładnych paru lat, otoczony ponoć rzeszą renomowanych współpracowników. I co? I nic. Dalej jest przede wszystkim bohaterem prasy bulwarowej, dumającej nad opłakanym stanem jego zdrowia. Nieco mniejsze obawy fanów wzbudza również dawno nie słyszana Whitney Houston- borykająca się z nałogami gwiazda zaczęła przynajmniej okazjonalnie występować, choć wokół jej nowego albumu zapanowała niezręczna cisza. Do Internetu przedostał się tylko wyprodukowany przez Akona utwór „Like I Never Left”. Co dalej?
W nieco odrębnej kategorii występuje gwiazda nowoczesnego soulu Amy Winehous, artystka, której talentem można by obdarować z połowę konkurencji. Tylko co z tego, skoro marnotrawi to wszystko, tonąc w szponach nałogów? W konsekwencji mało kto zajmuje się jej muzyką, a Amy jest centralną postacią wszelkich plotkarskich pisemek i portali. Problem w tym, że tu akurat nie ma mowy o żartach i jeśli ktoś naprawdę jej nie pomoże, prędzej czy później dojdzie do tragedii. Nie zapominamy również o polskim podwórku. Tu działo się sporo, wydarzenia były najprzeróżniejszego kalibru, nie zawsze zresztą można je było powiązać z muzyką. Zresztą, porażki dla jednych nie musiały być wcale porażkami dla innych. Bo przecież nie każdego zmartwiło, że wyraźnie przygasła gwiazda Piotra Rubika, a jego album „Habitat, moje miejsce na ziemi” nabyło kilka razy mniej osób niż „Psałterz wrześniowy”( i tak wystarczyło na podwójną platynę). Ilu osobom sen z powiek spędził fakt, że zupełnie nie chwyciło „Four Sesion” Blue Cafe? Czy tak naprawdę ktoś się wzruszył tym, że Edyta Górniak czy Justyna Steczkowska brylowały głównie na ekranach telewizorów, w nie najwyższych lotów programach „Gwiazdy tańczą na lodzie” i „Jak oni śpiewają”? Skądinąd sztucznie podsycony konflikt tej drugiej z Dodą był jednym z najbardziej żenujących medialnych spektakli, na których najlepiej chyba opuścić zasłonę milczenia… Nie można jednak nie wspomnieć o kilku wydarzeniach, które odbiły się szerokim echem także w prasie pozamuzycznej- szokującego wpisu na blogu Kasi Klich, sugerującego, że wokalistka ma z powodu ignorowania przez media (głównie Radio Zet) myśli samobójcze, albo pomyłkowego wręczenia Kasi Cerekwickiej w Opolu nagrody przeznaczonej dla grupy Zakopower.
Do wielkich rozczarowań zaliczyć też należy niejasny rozpad Maanamu, przedostanie miejsce, które zajęła Isis Gee podczas finału Eurowizji w Belgradzie, jak i życiową przede wszystkim formę Violetty Villas. Nikt już nie spodziewa się, że niegdyś największa diva polskiej piosenki wróci na artystyczny szczyt, ale jej fatalna kondycja psychiczna i fizyczna budzi wielki niepokój.
„Kompromitujesz się i nawet nie wiesz, co to znaczy”, tak śpiewa jedna z polskich wokalistek, Magda Femme. Coraz częściej na scenie muzycznej można spotkać przypadki, kiedy to początkujące a nawet doświadczone gwiazdy swoimi zachowaniami doprowadzają do kompromitacji. Co jest tego powodem? Często, wcześniej nieprzemyślana strategia promocji czy to płyty czy koncertu może przynieść nieoczekiwane konsekwencje. Ośmieszenie się, o którym wcześniej wspomniałem jest ostatnią rzeczą, której doświadczyć by chcieli muzycy. Niestety próżność, woda sodowa, która zbyt wcześnie uderza młodym wykonawcom do głowy, częściej przynosi kompromitację niż sukces. Kiedy nasz obraz drży w posadach wskutek niepowodzenia lub frustracji, jesteśmy bardziej skłonni do pogardzania naznaczonymi grupami. Porażka motywuje nas do dyskryminacji i uprzedzeń. Choć kontrowersyjne działania zawsze wzbudzają mieszane uczucia innych, to jednak ludzie odbierający kontrowersyjny przekaz wolą do niego podchodzić bardziej sceptycznie. Niesmak przechodzący często w obrzydzenie zmusza audytorium do próby zapomnienia o nieudanych akcjach gwiazd muzycznego show biznesu. Tak było w przypadku Mandaryny.
Marta Katarzyna Wiśniewska z domu Mandrykiewicz, znana jako Mandaryna jest tancerką, choreografką, aktorką i wokalistką muzyki dance. Jako uczennica trzeciej klasy została jedną z członkiń zespołu dziecięcego, w którym tańczyła przez okres 7 lat. Również w tym czasie zaczęła śpiewać. Na początku 2000 roku spotkała Michała Wiśniewskiego, i stała się samodzielną choreografką zespołu Ich Troje. Piosenkarka była odpowiedzialna za taniec oraz przebieg jednego z teledysków.
Wkrótce utworzyła swój własny zespół taneczny pod nazwą Mandaryna Dance Studio. W
obu edycjach programu „Jestem jaki Jestem”, była odpowiedzialna za choreografię nie tylko do piosenek Ich Troje, ale także do utworów Groove Coverage, In-Grid czy też Vanilla Nina. W międzyczasie wyszła za mąż za Michała Wiśniewskiego. W ramach programu, w którym oboje wystąpili „Jestem, jaki Jestem”, nagrała w prezencie dla męża dwie piosenki, „Stan By Your Man” oraz „Śliczny Obcy Pan”. W tym czasie narodził się pomysł nagrania samodzielnej płyty przez artystkę.
Wiśniewska zaczęła szukać materiału na płytę. Zdecydowała, że koncepcją albumu będzie taniec. Współpracowała między innymi z Liroyem, który przyczynił się do dodania w magazynie NAJ maxisingla Marty. Pseudonim Mandaryna powstał już w czasach jej dzieciństwa, od nazwiska Mandrykiewicz. Specjalnie dla niej zostały napisane piosenki: „Jesteś, ale Cię nie ma”, „Idę przez deszcz”. Sprzedaż singla osiągnęła nakład 200 tys. Egzemplarzy, a piosenkarka rozpoczęła trasy koncertowe. Zespół Groove Coverage, z którym się zaznajomiła podczas kręcenia programu „Jestem, jaki Jestem” nagrał dla niej dance`ową piosenkę „Here I Go Again”. Tym samym stając się pierwszym singlem ja promującym. Teledysk został nominowany na Festiwalu Polskich Wideoklipów Yach Film w 2004 r. w kategorii „Cytryna”, czyli nagroda dla najbardziej kiczowatego wideoklipu. W niedługim czasie został wydany album „mandaryna.com” reklamowany przez m.in. Orsay i Radio Eskę.
W 2005 r. rozpoczęła pracę nad drugim albumem, otrzymując nagrodę Eska Music Awards 2005 w kategorii Artystka Roku. Pierwszy singiel z płyty „Mandarynkowy sen” stanowiła piosenka „Evry Night”, ogłoszona przez media hitem lata 2005. Na przełomie lipca i sierpnia w Internecie pojawił się wyciek fragmentu jednego z koncertów mającego miejsce w Lęborku. Wiśniewska tańczyła wówczas na scenie, korzystając jednocześnie z playbacku. Publiczność w tym czasie jednocześnie słyszała wersję studyjną. Występ ten (nie playback) zarejestrowała niezidentyfikowana osoba, a następnie udostępniała go w Internecie. Przed tym faktem artystka wielokrotnie szantażowana ujawnieniem nagrania, jeśli nie zdecyduje się zakończyć swojej kariery. Tak też się stało. Popularność nagrania była bardzo wysoka. Zapowiadało wielką porażkę, która miała wydarzyć się na ówczesnym Sopot Festiwalu. Mandaryna jednak nie zrezygnowała.
We wrześniu tego samego roku wystąpiła na festiwalu w Sopocie. Zaprezentowała piosenkę „Evry Night”, walcząc o nagrodę Bursztynowego Słowika i zajmując drugie miejsce w SMS-owym głosowaniu telewidzów TVN. Piosenkarka otrzymała wówczas 16% głosów i przegrała z zespołem Virgin. Występ wzbudził wiele kontrowersji. Wtedy większość osób przekonało się, że tamtejsze nagranie jest prawdziwe. Wokalistka sama się wypowiadała, że została wówczas „stłamszona” i umiejętności wokalne nie są głównym czynnikiem jej słabego występu. Feralny występ w Sopocie pociągnął za sobą lawinę przykrych dla Marty zdarzeń. Rozwód z Michałem Wiśniewskim, długo trwająca wojna o dzieci i zdjęcie z anteny po dwóch odcinkach programu „Let`s Dance, czyli zrobię dla Ciebie wszystko”, który Marta prowadziła. Program nie cieszyła się oczekiwaną oglądalnością.
Dziś o Mandarynie słuch zaginął. Jedyne informacje, jakie podają media dotyczą jej choroby, z którą walczy od wielu lat bądź o jej związku z nauczycielem w-fu Michałem Szatkowskim, z którym otworzyła szkołę tańca w Oleśnicy.

Podobne doświadczenie z nieudanym występem ma za sobą Edyta Górniak. W roku 2002 została poproszona o zaśpiewanie polskiego hymnu narodowego podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. Występ ten odebrany był później z mieszanymi odczuciami, Polacy nie zaakceptowali, bowiem nowej aranżacji hymnu. I tak zaczęło się powolne wypalanie Edyty Górniak. W roku 2003 angielska część „Perły” miała międzynarodową premierę pod tytułem „Invisible”, zawierając dodatkowo klubowy hit, „Impossible”, który odniósł umiarkowany sukces w krajach niemieckojęzycznych. W nowym wizerunku artystycznym piosenkarki w Europie, według zamysłu wytwórni, pozostał tylko imię Edyty. Płyta okazała się niestety klapą komercyjną, rozchodząc się jedynie w kilkunastotysięcznym nakładzie. Wytwórnia zrezygnowała więc z wydawania kolejnych singli i realizowania kolejnych klipów. Rok później wydawnictwo Virgin rozwiązało kontrakt z Edytą, a po dziesięciu latach współpracy opuściła ona także swoja polską wytwórnię Pomaton EMI.
W 2004 roku Górniak założyła również własną niezależną wytwórnie płytową EG.Production. Nawiązała wtedy współpracę z nieznanym duetem polskich producentów muzycznych Mathplanete, a by nagrać nowy album w całkiem nowym stylu, z klubową muzyką chillout. Pierwszym efektem prac był singiel z francuskojęzyczną piosenką „Lunatique”, który ukazał się w maju 2005 roku. Jednak jego promocja nie nabrała rozmachu i rozgłosu w mediach, jaki towarzyszył wcześniejszym powrotom Górniak na rynek muzyczny w latach 1997 i 2002. Do singla nie zrealizowano nawet teledysku, więc odniósł on umiarkowany sukces.
W listopadzie 2005 roku odbyła się premiera singla „Krople chwil..”, promującego kampanię reklamową wody mineralnej Cisowianka z udziałem wokalistki. A już w grudniu artystka zaprezentowała drugi utwór przygotowany z Mathplanete, czyli „Sexuality”. W styczniu 2006 roku w miesięczniku „Playboy” ukazała się ekskluzywna sesja wokalistki autorstwa Marleny Bielińskiej i Tomasza Drzewińskiego, powiązana z promocja singla „Sexuality”, który do sklepów trafił w lutym. Nakład pisma wyniósł aż 130 tysięcy egzemplarzy i ukazał się w dwóch wersjach okładkowych, co było ewenementem w tym segmencie pism. Do nowej piosenki ponownie nie zrealizowano klipu, choć na singlu umieszczono reportaż z sesji zdjęciowej w „Playboyu” z tytułową piosenką w tle. Także i ten singiel odniósł jedynie umiarkowany sukces.
Wkrótce Górniak niespodziewanie rozstała się z Mathplanete i porzuciła pomysł nagrywania muzyki klubowej, rozpoczynając prace nad nowym albumem popowymi szukając nowego wydawcy. Wybór wokalistki padła na koncern Sony BMG, a pierwszym efektem ich współpracy było wzięcie udziału w czerwcu 2006 roku, w konkursie premier na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, gdzie Górniak zaprezentowała piosenkę „Cygańskie serce”. Utwór zajął drugie miejsce w głosowaniu publiczności, przegrywając jedynie z zespołem Virgin. W listopadzie 2006 roku odbyła się premiera następnego singla zapowiadającego nową płytę, zatytułowanego „Loving You”. Tymczasem w styczniu 2007 roku Edyta zaśpiewała kolejny w swojej karierze temat filmowy, a mianowicie tytułową piosenkę do polskiej wersji hiszpańskiego animowanego filmu „Smocze wzgórze”. Oba nagrania przeszły jednak niezauważone.

Za oceanem również dochodzi do scenicznych kompromitacji. Przykładem takiego zajścia jest występ Britney Spears, który miał być zapowiedzią jej wielkiego powrotu na muzyczną scenę. Stało się jednak inaczej. Pamiętacie młodą Britney Spears ? W tych czasach pojawienie się Brit w czarnym staniku, zakrywanym białą bluzkę było graniczącym z perwersją wydarzeniem. Zapewne "tak kontrowersyjny" teledysk był wówczas zakazany w większości Państw Muzułmańskich, a wyglądająca niczym napalona dziewica z liceum Panna Spears nazywana była ladacznicą. Po wielu przykrych zajściach w życiu Britney, między innymi rozwodzie z mężem Kevinem Federlinem, pozbawieniem opieki nad dwójką dzieci, Seanem Prestonem i Jaydenem Jamesem, po przygodach z narkotykami i alkoholem, po załamaniu psychicznym, czego konsekwencją było znalezienie się w szpitalu psychiatrycznym, muzyka miała być dla niej deską ratunku. Występ Bitne Spears na gali MTV Video Music Awards, 9 września 2007 roku okazał się całkowitą klapą. Miała to być niezawodna promocja nowo wydanego albumu „Blackout”. Piosenkarka wystąpiła w błyszczącej bieliźnie, kabaretkach i czarnych kozakach. W całym jej wizerunku jedynie włosy były ładne, choć oczywiście sztuczne. Brit zaśpiewała z playbacku i to w tak nieudolny sposób, że nikt nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Tańcem też nie zabłysnęła, większość czasu po prostu nerwowo chodziła po scenie. Miało być wielkie show, ale całość wypadła bardzo przeciętnie. Britney odśpiewała swój nowy przebój "Gimme More", choć słowo "przebój" było raczej nie na miejscu. Krytycy muzyczni docenili tylko strój piosenkarki, nic więcej nie było w stanie przykuć ich uwagi. Gwiazdka zdawała się być kompletnie nieprzygotowana i i bez entuzjazmu. Śpiewała z playbacku, ale nie starała się nawet tego ukryć i ruchy jej warg zupełnie nie odpowiadały słowom piosenki. Show Britney na pewno przejdzie do historii imprezy - zapewniał jeden z krytyków. - Jako najgorsze od początków MTV Music Awards - dodał. W czasie prób Spears współpracowała ze słynnym iluzjonistą Crossem Angelem. Zapowiadano, że na scenie będzie dużo luster, a piosenkarka podczas wykonania utworu miała zniknąć. Wszyscy na to czekali i nikt nie spuszczał z Britney wzroku. Jednak żadnego zniknięcia nie było, podobno hotel, w którym odbywała się gala i MTV zabronili takich sztuczek ze względów bezpieczeństwa. Według nich scena nie była przystosowana do takich form występu. Efekt końcowy nie był najlepszy, publiczności chyba najbardziej podobały się panie tańczące na rurze. Minęło kilka lat. Gwiazda zdążyła urodzić dwójkę dzieci, dwukrotnie się rozwieść, zwariować, ogolić głowę na łyso, znaleźć się w klinikach odwykowej i psychiatrycznej, aby w glorii chwały powrócić do korzeni i jako niewinna lolita zdobyć liczne nagrody branży muzycznej.

edna z polskich gwiazd o swoim występie, będzie, podobnie jak Mandaryna, chciała jak najszybciej zapomnieć. Natalia Lesz, która 23 sierpnia 2008 roku walczyła o Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności na 45. Sopot Festival z piosenką Power of Attraction. "Nigdy nie zrobisz kariery na Zachodzie, nie potrafisz śpiewać, nie masz głosu" - ocenił występ piosenkarki Robert Kozyra, dziennikarz Radia Zet. Miał niestety rację...To najgorszy festiwal tego lata. Pierwszy dzień, kiedy walczono o Bursztynowego Słowika, miał tak niski poziom, że jury festiwalu nie szczędziło występującym krytyki. Największą kompromitacją okazała się lansowana do bólu przez wszystkie media Natalia Lesz..."Nie wiem, co ty tu w ogóle robisz" - powiedział Kozyra, członek jury konkursu o Bursztynowego Słowika po występie Natalii Lesz. Kolejna jurorka, Małgorzata Walewska, skrytykowała Lesz za patykowate nogi: "To cud, że ich nie połamała" - skwitowała występ "największego produktu polskiego show-biznesu" ostatnich miesięcy. "Jest wielka przepaść między przygotowaniem polskich a zagranicznych artystów. Z tymi ostatnimi też nie jest fantastycznie. Polskiej publiczności zaproponowali łatwe, dyskotekowe hity, nie zawsze zaśpiewane czysto" - powiedziała w rozmowie z "Super Expressem". Ikony polskiej estrady również nie kryły zażenowania. Ewa Bem była wstrząśnięta: "Ten festiwal miał zatrważająco niski poziom". Krystyna Loska nie znalazła nawet czasu na obejrzenie show TVN: "Kiedyś festiwal był inny. Znacznie skromniejszy, ale jakże urokliwy". Podobnie wypowiedziała się Zofia Czernicka: "Zabrakło gwiazd wielkiego formatu. W tym roku Sopot nie miał wysokiego poziomu. Zabrakło dawnej klasy. Jest wielka przepaść między festiwalem kiedyś a dzisiaj" - dodała. Obecnie Natalia jak sama twierdzi szuka ukojenia i wyciszenia po przykrych słowach jakie usłyszała na swój temat podczas występu na Sopot Festival. Ukojenie przyszło samo, Natalia dostała propozycję wystąpienia w kolejnej, ósmej już części „Tańca z gwiazdami”. Taniec u boku Łukasza Czarneckiego na tyle zawładnął nią samą, że para zaszła do ścisłego finału. Zajęła II miejsce, lecz dla Natalii było to odbicie od dna, w którym się znalazła po tegorocznym sopockim koncercie.

Nie tylko gwiazdy same wywołują wokół swojej osoby kontrowersje, są przypadki, w których gwiazdy zostały po prostu skompromitowane. Przykład? Konkurs „Premier” w Opolu. Katarzyna Cerekwicka została nagrodzona w koncercie "Premier" przez pomyłkę - prawdziwym laureatem konkursu okazał się zespół Zakopower. Wśród komentarzy po pierwszym dniu tegorocznego festiwalu opolskiego najczęściej pojawiają się słowa: kompromitacja, wstyd i żenada. Telewizja Polska wprowadziła w tym roku nowy system głosowania. Najpierw swoje punkty przyznawali jurorzy (Irena Santor, Krystyna Prońko, Jan Kanty Pawluśkiewicz i Zbigniew Wodecki), a następnie ogłoszono wyniki głosowania publiczności. Suma tych głosów dawała zwycięstwo w koncercie "Premier". Ekran z punktacją był przez cały czas widoczny. Z całkiem prostej matematyki wynikało, że wygrał zespół Zakopower, jednak hucznie ogłoszono laureatką Katarzynę Cerekwicką. W naszej relacji na żywo natychmiast pojawiły się komentarze pytające, jak to możliwe, skoro zespół Sebastiana Karpiela Bułecki zdobył najwięcej punktów. Dopiero po kilkunastu minutach na scenę wyszła Halina Przebinda, p.o. dyrektora Biura Programowego TVP i oświadczyła, że "nasze technologie zawiodły". Na scenę został zaproszony Zakopower, a Kasia Cerekwicka nie została nawet przeproszona. Zaskoczony lider zwycięskiego zespołu zdołał jedynie wydukać: „Oddamy Kasi Cerekwickiej tę nagrodę”. Trzeba przyznać, że ta sytuacja przyćmiła całkowicie resztę wieczoru. Publiczna telewizja, która teoretycznie ma doświadczenie w organizacji tego typu imprez i pretenduje do organizowania imprez międzynarodowych (jak choćby Eurowizja), nie powinna pozwolić sobie na takie błędy. Groteskowo brzmiały w tym momencie komentarze Grzegorza Miśtala, prezentera TVP, skierowane do widzów: „Przepraszamy za to małe nieporozumienie, takie są uroki telewizji na żywo”. Na oficjalnej stronie festiwalu brak jakiegokolwiek komentarza dotyczącego całej sytuacji. Grzegorz Turnau, który prowadził koncert "Premier", był bardziej bezpośredni: „Jest to coś absolutnie niedopuszczalnego i żenującego. Przykro mi, że brałem w czymś takim udział.” Przed rozpoczęciem festiwalu, rozważano, czy TVP nie strzela sobie samobója, organizując imprezę w trakcie EURO - wygląda jednak na to, że prawdziwym samobójem stał się totalny brak profesjonalizmu naszej publicznej telewizji.
Innym ważnym wydarzeniem muzycznym, które uchodzi w ostatnich latach za kompromitację uważany jest konkurs Eurowizji. Konkurs Piosenki Eurowizji (oficjalnie w wersji angielskiej Eurovision Song Contest, w skrócie ESC, tradycyjnie znany również - szczególnie w Niemczech i Francji - pod nazwą Grand Prix Eurovision de la Chanson, w Polsce często nazywany Festiwalem Eurowizji, w całej Europie nazywany skrótowo po prostu Eurowizją) jest największym przedsięwzięciem Europejskiej Unii Nadawców, zarówno pod względem technicznym jak i finansowym. Jest to organizowane raz w roku widowisko telewizyjne z udziałem publiczności, polegające na prezentacji "na żywo" na scenie piosenek reprezentujących poszczególne kraje.
W roku 1956 każdy kraj przedstawił dwie piosenki, w następnych latach zawsze każdy kraj reprezentowała jedna piosenka. Bezpośrednio po prezentacji w każdym z uczestniczących krajów następuje głosowanie (dawniej głosy przyznawali członkowie specjalnych jury narodowych, obecnie głosują telewidzowie, oczywiście oddzielnie w każdym kraju - system głosowania telefonicznego wprowadzany jest od 1997 roku), w którym należy pominąć piosenkę własnego kraju. Na podstawie wyników głosowania prezenterzy telewizyjni z poszczególnych krajów ogłaszają liczbę punktów przyznanych najwyżej ocenionym piosenkom. Od roku 1975 punktami nagradza się 10 piosenek, przy czym najwyżej oceniona otrzymuje 12 punktów, kolejna 10 punktów, a pozostałe od 8 do 1 punktu. W 2006 roku wprowadzano zasadę, że przedstawiciel wyczytuje tyko punktację od 8 do 12, a reszta zostaje wyświetlona automatycznie na cyfrowej tablicy. Liczba punktów uzbieranych przez każdą piosenkę jest obliczana na bieżąco, bezpośrednio po zakończeniu prezentacji wyników następuje wręczenie nagrody Grand Prix i powtórne wykonanie zwycięskiego utworu. Od 2004 roku Konkurs Piosenki Eurowizji składa się z dwóch koncertów. Pierwszy z nich, tzw. półfinał, odbywa się 2 dni przed właściwym finałem konkursu. Dziesięć najwyżej notowanych piosenek z półfinału przechodzi do finału, gdzie konkuruje z czternastoma innymi piosenkami, które zakwalifikowały się do finału na podstawie wyników punktowych z ubiegłorocznej edycji konkursu. Forma ta pozwala na udział w konkursie do 40 państw (formuła jednodniowa pozwalała na udział tylko 24 państw). W 2007 roku zasada ta została złamana, gdyż zgłosiło się aż 42 nadawców, z czego w półfinale znalazło się aż 28 uczestników. Czas trwania całego programu przewidziany jest na trzy godziny. Widowisko przeznaczone jest do transmisji na żywo.
Największą kompromitacją według widzów okazał się występ i zarówno zwycięstwo fińskiego zespołu Lordi. Nikt się tego nie spodziewał. Opakowani w kostiumy z horrorów Finowie triumfują na największym konkursie muzycznym świata! Czy sukces Lordi to kompromitacja Eurowizji?. Eliminacje dostarczyły telewidzom niemało emocji. Na rozgrzewkę oszałamiające widowisko - helleńskie bóstwa w wiązance hitów z Eurowizji. Hermes zasuwający w powietrzu w takt "Save Your Kisses For Me", Afrodyta wyłaniająca się z piany przy dźwiękach "Diva" Dany International, trzy ponętne Pandory wyskakujące z puszek przy "Waterloo" - było na co popatrzeć. Trzeba przyznać Grekom, że zadbali o odpowiednią oprawę festiwalu, wykorzystując doświadczenie i halę, które zostały im po olimpiadzie w Atenach. Wielki rozmach, feeria świateł, szalejące kamery, scena stylizowana na Amfiteatr Dionizosa w wersji techno. Co my zrobimy, jeśli Ich Troje wygra? Zorganizujemy Eurowizję w Sali Kongresowej? W Operze Leśnej? "Follow My Heart" nie dostało się nawet do finału. Moim zdaniem nie dlatego, że piosenka była kiepska. Gorsze usłyszeliśmy w sobotni wieczór, gorsze nawet wygrywały ten konkurs. Ich Troje przegrali z kretesem, bo przedobrzyli z wizerunkiem. Wyszli na scenę w groteskowych strojach i weneckich maskach karnawałowych, kokietując narody świata wielojęzycznym tekstem. Justyna Majkowska posługiwała się nawet językiem migowym. Żenujące... Jak łatwo się domyślić, ta biało-złota wieża Babel budziła raczej politowanie, niż zachwyt, a pretensjonalny show całkowicie odwracał uwagę od piosenki, jakakolwiek by ona nie była. Ich Troje wracają więc z Grecji na tarczy. Nie ma co winić zespołu, nie ma co się pastwić nad Michałem Wiśniewskim - oni zrobili swoje najlepiej, jak potrafili. Niech raczej uderzą się w pierś ci, którzy przyczynili się do ich wyjazdu na festiwal, ze szczególnym uwzględnieniem jury (w składzie: Maryla Rodowicz, Maria Szabłowska, Elżbieta Skrętkowska, Beata Drążkowska, Zbigniew Kukla, Robert Leszczyński). Gdyby nie pięć punktów dla Ich Troje, w Atenach reprezentowałaby nas Kasia Cerekwicka ze swoim hitem "Na kolana". Czy Kasia miałaby w półfinałach większe szanse, niż Ich Troje? Pewnie tak, bo konkurencja była kiepska. Dominowały nudne wariacje na temat etnicznego disco, które wygrywało trzy ostatnie edycje Eurowizji, ktoś próbował udawać Abbę, ktoś inny Whitney Houston, niewieście serca próbował łamać Ricky Martin z Albanii, mężczyzn chciała oczarować białoruska Britney Spears... Tylko czterech wykonawców wyrastało ponad eurowizyjną przeciętność. Połowa z nich potraktowała konkurs całkiem serio - to Irlandczyk Brian Kennedy, znany ze współpracy m.in. z Sinead O’Connor i The Corrs oraz reprezentujący Bośnię i Hercegowinę zespół Hari Mata Hari, który pokazał, że można grać na folkowa nutę skromnie i pięknie. Druga połowa - to muzyczne żarty. Finowie z Lordi w swoich wdziankach rodem z horrorów postraszyli telewidzów rasowym hard rockiem, a litewska supergrupa LT United zadrwiła z wszystkich, którzy traktują konkurs zbyt serio, ogłaszając się zwycięzcami Eurowizji, zanim ta w ogóle się zaczęła. Największą pozytywną niespodzianką imprezy były jednak wyniki głosowania. Okazało się, że milionom telewidzów z całej Europy znudziła się eurowizyjna formuła, że mają już dość kiepskiej dyskoteki, pseudoetnicznych tańców i fałszujących klonów Celine Dion. Pierwsze miejsce w tegorocznym konkursie nieoczekiwanie zajęli Finowie. Przebrani za potwory, skąpani w ogniu fajerwerków, proponujący dość toporny, heavymetalowy kawałek. Lordi pokonali Dimę, trochę nadmiernie pobudzonego Rosjanina z niezłą piosenką ("Never Let You Go") oraz Bośniaków z Hari Mata Hari. Sukces "Hard Rock Hallelujah" nie oznacza bynajmniej, że metal jest dziś najbardziej popularną odmianą muzyki w Europie. To raczej komunikat, że festiwal potrzebował zastrzyku świeżej krwi, a telewidzowie odmiany - i trudno wyobrazić sobie większych odmieńców niż zamaskowani Finowie.
Z tego samego, co było największą słabością reprezentantów Polski, czyli przerostu formy nad treścią, Lordi uczynili swój największy atut. Subtelna różnica polega na tym, że Ich Troje kazali się traktować serio, a Finowie puścili do telewidzów oko, budzą sympatię na całym kontynencie. Tegoroczną Eurowizję zwyciężyła więc karykatura zespołu, bijąc na łeb zespoły karykaturalne. To prztyczek w nos dla uczestników i organizatorów oraz punkt wyjścia do dyskusji - co dalej?

Również na naszym rodzimym podwórku wybierając kandydatów do reprezentowania Polski na konkursie Eurowizji, dochodzi do kompromitujących sytuacji, tak było między innymi na początku roku 2007. "Skandal", "kpina", "kompromitacja" - to tylko nieliczne z wielu głosów, które otrzymaliśmy od uczestników rywalizacji. Padło kilka stwierdzeń o naruszeniu regulaminu - z jednym zgodziła się sama TVP, dyskwalifikując piosenkę "Kiełbasa" Krzysztofa Zalewskiego, gdy okazało się, że niezgodnie z regulaminem została ona publicznie wykonana i wyemitowana przed dniem 1 października 2007 roku. "TVP to towarzystwo wzajemnej adoracji, widać to doskonale po wyborze finalistów tych eliminacji. Po co więc te wszystkie debiuty? Kiedy ostatnio finalista Opolskich Debiutów zaistniał na rynku???" - czytamy na profilu debiutującej grupy Freedom w serwisie Muzzo.pl, która do eliminacji zgłosiła utwór "Angel Queen".
No i stało się - Polska po raz kolejny skompromitowała się na Eurowizji. Reprezentująca nas Amerykanka Isis Gee, ex aequo z wykonawcami z Wielkiej Brytanii i Niemiec zdobyła najmniejszą ilość punktów. Jedyne punkty dostaliśmy od Anglii (4) i Irlandii (10). To oczywiste, że głosowali na nią wyłącznie Polacy, którzy wyjechali z kraju. To nie jedyna Polska kompromitacja na tym konkursie. Wcześniej los Isis podzielili Ivan i Delfin, The Jet Set, Blue Cafe, Piasek czy chociażby Kasia Kowalska.
Gwiazdy chętnie wykorzystują moment, kiedy znajdują się na scenie, aby wywołać skandal lub pozostawić po sobie niezatarte wrażenie. Robbie Wiliams chętnie wyeksponował swoje pośladki, Christina Aquilera zmieniała kreacje aż 12 razy podczas jednego show, a Ali G swoimi niewybrednymi żartami obraził większość gwiazd zgromadzonych na ceremonii MTV EMA. Podczas ceremonii rozdania Nagród Grammy nie obyło się bez skandalu, który poruszył nie tylko środowiska indiańskie. Nagrodzona za Najlepsze Nagranie Rap grupa OutKast wystąpiła na scenie z blondynkami w skąpych zielonych "indiańskich" strojach, czarny perkusista grał w wielkim pióropuszu, a z tipi na scenie unosił się dym. Wielu widzów uznało ten show za rasistowski i obraźliwy dla tubylczych Amerykanów, krytykując tego typu występy oraz grożąc bojkotem telewizji CBS i Komitetu Grammy. W rezultacie rzecznik CBS wyraził ubolewanie i przeprosił "wszystkich, których koncert mógł urazić".
Wydawać by się mogło, że skandale dotykają tylko muzyków gatunku pop i zdarzają się wyłącznie na imprezach tego typu. Jednakże jak się okazuje, wpadka może nastąpić nawet na koncercie muzyki klasycznej. Trwający dwa tygodnie festiwal obfitował w skrajne emocje. Nie zgromadził jednak - wbrew temu, co zapowiadał organizator (Narodowy Instytut Fryderyka Chopina) - silnych indywidualności. Te można było policzyć na palcach jednej ręki. Najsilniej wrył się w pamięć recital Grigorija Sokołowa, artysty budzącego sprzeczne opinie, bez wątpienia jednego z największych pianistów naszych czasów. Słabość spajającej formuły nie ma jednak wielkiego znaczenia. Festiwal "Chopin i jego Europa" zawsze znajdzie obrońców wśród wielbicieli klasycznego i romantycznego repertuaru, sztuki pianistycznej i wykonań na historycznych instrumentach. Tym bardziej, że konkurencji nie widać, a festiwal od początku zyskał duży kredyt zaufania. Może dlatego organizatorzy pozwolili sobie w tym roku na zaproszenie przebrzmiałych sław. Impreza rozpoczęła się katastrofą. Fatalny koncert Ivo Pogorelicia, podczas którego słynny pianista dosłownie zakatował II Koncert c-moll Sergiusza Rachmaninowa, pozostawił poczucie niesmaku. A także niechęć wobec zapowiedzi kolejnych występów tego artysty w Warszawie, którą omijał, gdy był w najlepszej formie. Kompromitacją zakończył się też koncert Janusza Olejniczaka z Orkiestrą XVIII Wieku, na którym dał on pokaz niemocy pianistycznej. Niestety Olejniczak wystąpił w sumie trzy razy, także solo i z jeszcze inną orkiestrą. Naj ciekawiej wypadły koncerty na historycznych fortepianach - erardzie, pleyelu, grafie, weimesie - ukazujące muzykę Chopina i jego współczesnych w całej brzmieniowej urodzie i autentyczności. Apetyt rósł w miarę słuchania. Duża frekwencja towarzysząca tym koncertom świadczyła o rosnącym zainteresowaniu stylowymi interpretacjami stawiającymi klasyczny repertuar w zupełnie nowym świetle. Swoim kunsztem zachwycił przede wszystkim Aleksiej Lubimow, jeden z nestorów gry na dawnych fortepianach, z których potrafi wydobyć wyjątkowo piękny dźwięk. Nie zawiódł Kristian Bezuidenohut w koncertach Beethovena mistrzowsko zagranych z Orkiestrą XVIII w. Olśnił Aleksander Mielnikow. Powodzeniu każdego festiwalu decyduje jego repertuar i wykonawcy. Atutem "Chopina i jego Europy" jest program. Eklektyczny, ale inteligentnie skonstruowany, przekonująco łączący dzieła z żelaznego repertuaru z utworami rzadko wykonywanymi. W tym roku przygotowano udane warszawskie prawykonanie II Koncertu fortepianowego Andrzeja Czajkowskiego z Maciejem Grzybowskim jako solistą, dzieła Spohra, Hertza, Moszkowskiego, Respighiego. Do niedawna emblematem przywiązania Polaków do Chopina były odbywające się co pięć lat konkursy jego imienia. Festiwal "Chopin i jego Europa" jest przeciwieństwem tej bardziej sportowej niż artystycznej imprezy. Na swój sposób anonsuje zbliżający się Rok Chopinowski. Ukazuje źródła muzyki fortepianowej, a zarazem twórczości swego patrona, pokazuje kompozytora w sposób wszechstronny: inspiracje, jakim podlegał i wpływ, jaki wywarł na innych twórców. Ten Chopin to Europejczyk, a nie przykrojona do patriotycznych potrzeb ikona polskiego cierpiętnictwa. Dlatego tym silniej nasuwa się pytanie, co dalej z festiwalem? Zapowiedzi koncertowe są bardzo obiecujące. W przyszłym roku ma wystąpić Orchestre des Champs-Elyssées z Philipem Herreweghe oraz - aż czterokrotnie - Andreas Staier, specjalista od stylowej gry na dawnych fortepianach. Festiwal zyskał nowego sponsora. Gdy wycofał się PKN Orlen, z pomocą pospieszyło miasto stołeczne Warszawa, które zaofiarowało blisko 2 mln zł. Będzie też utrzymywać festiwal w latach następnych ze względu na starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 i promocyjną strategię miasta. To ostatnie budzi wątpliwości. Zorganizowana na inaugurację przez biuro promocji miasta akcja w stylu: "zrób sobie zdjęcie z sobowtórem Chopina w Filharmonii Narodowej" była typowym przykładem reklamy a la Varsovie - kiczowatej i tandetnej. Niestety, miejskie biuro promocji ma już następne pomysły.
W wywiadzie z Bogusławem Kaczyńskim, muzyk wspomina skandal:
- W manifeście programowym Pana Fundacji na pierwszym miejscu zamieszczony został punkt mówiący o „propagowaniu najszczytniejszych wartości kultury polskiej na świecie”. Ostatnio w tej dziedzinie robi się niewiele, a jeśli już- to byle jak lub przerażająco źle. Przykładem niech będzie polska oferta kulturalna zaproponowana na Wystawę Światową w Sewilli.
- Jest to skandal nie znajdujący odpowiednika w naszej nowożytnej historii. Plan ośmieszenia i zdeprecjowania kultury polskiej na forum międzynarodowym układano parę lat przy pełnej aprobacie dwóch kolejnych ministrów kultury i sztuki oraz trzeciego, który przejął całe to nieszczęście z dobrodziejstwem inwentarza. I oczywiście za nasze pieniądze. Artystyczne ekscesy w Sewilli kosztowały nas około czterdziestu miliardów złotych, czyli ponad trzy miliony dolarów!
- Po powrocie z EXPO Krzysztof Penderecki powiedział: „Wielki skandal, wstyd, że się tam pojawiłem”
Występ w Sewilli był niezwykła szansą przedstawienia światu piękna, oryginalności i potęgi naszej kultury. Jedynego towaru eksportowanego, który mamy prawo oferować z dumnie podniesioną głową, bez wstydliwego uniżenia. Chopin i Moniuszko, Wieniawski i Szymanowski, Lutosławski i Penderecki, Zimerman, Żylis- Gara i „Mazowsze”, nazywane najpiękniejszym bukietem polskich kwiatów oraz naszym najlepszym ambasadorem.
Zamiast polskiej gali przedstawiono w dniu naszego narodowego święta kilkunastu cudacznie ubranych komediantów na szczudłach, rekordzistę w główkowaniu piłką, kataryniarza, specjalistę w puszczaniu baniek mydlanych, ekspozycję manekinów z teatru Kantora oraz stoisko z polską wódką, parę wiklinowych sprzętów i na koniec koncert utworów Pendereckiego w wykonaniu Sinfonii Varsovia. Na widowni zasiadł przybyły na tę uroczystość Prezydent Rzeczypospolitej i garstka publiczności. Wszyscy byli smutni, zdegustowani i przygnębieni widokiem pustej widowni.
„Jeśli Polska nie ma nic do zaprezentowania- powiedział po koncercie Krzysztof Penderecki- poza wiklinowymi fotelami na tarasie własnego pawilonu, to w ogóle nie powinna uczestniczyć w tak spektakularnej imprezie”.
Najbardziej znanym mechanizmem obronnym przed kompromitacją jest represja, czyli wyparcie. Polega ona na usuwaniu ze świadomości myśli o konfliktach, popędach, przykrych przeżyciach i upokarzających niepowodzeniach, które wywołują lęk czy poczucie winy. Człowiek przestaje zdawać sobie sprawę ze swoich klęsk i dramatów. Celem represji jest zmniejszenie lub zupełne wyeliminowanie lęku. Przyjmijmy, że wyżej opisane gwiazdy muzyki po swoich kompromitujących wystąpieniach odczuwały lęk. Dręczyły ich głębokie wyrzuty sumienia i poczucie winy. Wyparcie tych upokarzających zdarzeń ze świadomości (całkowite zapomnienie o nich) pozwoliło wyeliminować przykre stany emocjonalne i przywrócić pewność siebie.
Pozdro LUC@

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Jak uzyskać przychylność odbiorców wyznających różne wartości, czyli jak przekonać audytorium?

Kiedy mamy do czynienia z argumentem, który ma nas przekonać, czy zastanawiamy się nad nim głęboko, czy też akceptujemy go niewiele myśląc? Pytanie to ma podstawowe znaczenie dla zrozumienia przez nas procesu przekonywania. Według teorii Richarda Petty`ego i Hojna Cacioppo jesteśmy skłonni zastanawiać się głęboko, jesli dana kwestia nas dotyczy i jest dla nas ważna. W takich okolicznościach zwykle poddajemy argument dokładnemu badaniu. Czasami jednak, nawet jeśli kwestia jest wazna, możemy być roztargnieni lub zajęci, albo też przekaz jest prezentowany tak zręcznie, że nie rozpatrzymy go dokładnie.
Petty i Cacioppo nazwali swoja teorię modelem prawdopodobieństwa opracowania, ponieważ dotyczy ona okoliczności, w jakich jest prawdopodobne, że ludzie przemyślą czyli opracują otrzymany podstawowy przekaz. Teoria Petty i Cacioppo głosi, że są dwa główne sposoby przekonywania: droga środkowa i droga obwodowa. Droga ośrodkowa polega na solidnych argumentach, opartrych na istotnych faktach i liczbach, które skłaniają ludzi do myślenia o danym zagadnieniu. Droga obwodowa, zamiast próbować uruchomic u danej osoby myslenie, polega na dostarczaniu sygnałów, które pobudzaja do akceptacji argumentu bez większego namysłu.Sposób przedstawienia danej kwestii może albo pobudzać do myślenia, albo skłaniać do natychmiastowego wyrażenia zgody- zależnie od „drogi”, jaką posługuje się nadawca. Jakie są podstawowe czynniki, które mogą zwiekszać skuteczność przekazu? W zasadzie sa trzy ważne kategorie zmiennych:
1)źródło przekazu ( kto to mówi)
2)charakter przekazu ( jak to mówi)
3)cechy audytorium ( do kogo to mówi)
Wiarygodność. Niewątpliwie wiarygodność jest ważnym czynnikiem decydującym o tym, czy nadawca będzie oddziaływał skutecznie, czy też nie. W jaki sposób nadawcy mogą sprawic, aby wydali się nam osobami wyraźnie wiarygodnymi? Jednym ze sposobów, jakie maja do dyspozycji, jest wysuwanie twierdzeń niezgodnych z własnym interesem. Jesli dana osoba, przekonując nas, nie może nic zyskać, to wierzymy jej wówczas i będzie mogła skuteczniej na nas oddziaływać.Wiarygodnośc danej osoby może również zwiększyć się, jeśli słuchacze są absolutnie pewni, że nie stara się ona na nich wpłynąć.
Wydaje się, że atrakcyjność nadawcy sprawia, iz sam komunikat staje się dla nas bardzo atrakcyjny. Ludzie, którzy się nam podobają, mają na nas wpływ. Gdy w grę wchodzi nasa sympatia do nadawcy, zachowujemy sie tak, jakbysmy chcieli sprawić mu przyjemność. Tak więc, im bardziej nadawca nakłania nas do zmiany naszych opinii, tym bardziej je zmieniamy- ale tylko w sprawach nie mających większego znaczenia.
Sposób sformułowania przekazu jest waznym czynnikiem wpływającym na jego skuteczność. Przekazy mogą się różnić pod względem rozmaitych cech:
1)Czy przekaz jest bardziej przekonywujący, gdy został tak pomyslany, by mógł przemiawiać do intelektu słuchaczy, czy też wtedy, gdy jest ukierunkowany na wzbudzenie ich emocji?
2)Czy przekaz ma wiekszy wpływ na ludzi wtedy gdy wiąże się z żywym doznaniem osobistym, czy wtedy, gdy jest poparty mnóstwem jasnych i niepodważalnych danych statystycznych?
3)Czy przekaz powinien przedstawiać tylko jedna stronę spornego zagadnienia, czy zawierać także argumenty zmierzające do obalenia poglądu przeciwnego?
4)Jeśli prezentowane są dwa odmienne stanowiska, jak np. W trakcie dyskusji- to czy kolejność prezentacji wpływa na na względną siłę oddziaływania każdego z nich?
5)W jakim stopniu skuteczność przekazu zależy od rozbieżności między pierwotną opinią odbiorców a opinią prezentowaną w przekazie?
Wszyscy słuchacze, czytelnicy czy widzowie róznią się między sobą. Niektórych ludzi trudniej jest przekonać. Ponadto, typ przekazu, który przemawia do jednej osoby, może wcale nie przemawiać do innej.
Samoocena. W jakim stopniu podatność na przekonywanie zależy od osobowości danej jednostki? Cechą najściślej związaną z podatnością na perswazję jest samoocena. Jednostka, która uważa się za osobe mało wartościową, łatwiej ulega argumentom mającym ją przekonać niż jednostka, która ma wysokie o sobie wyobrażenie. Jeśli osoba o wysokiej samoocenie słucha informacji, która jest niezgodna z jej własną opinią, to musi sie zdecydować, czy większą szansę osiągnięcia tego celu daje zmiana własnej opinii, czy tez pozostanie przy niej. Osoba o wysokiej samoocenie może przezywać pewien konflikt, jesli stwierdzi, że jej opinia jest niezgodna z opinią wysoce wiarygodnego nadawcy. U osoby o niskiej samoocenie występuje wówczas niewielki konflikt lub nie ma go wcale- poniewaz nie ma ona zbyt wysokiego mniemania o sobie, to prawdopodobnie jest przekonana, że chcąc postapić słusznie, lepiej zrobi, gdy zgodzi się z argumentami nadawcy.
Uprzednie doświadczenia. Innym ważnym czynnikiemjest nastrój czy stan umysłu ludzi tuż przed otrzymaniem przekazu. Audytorium mozna uczynić podatnym na wpływ komunikatu, jesli słuchacze będą dobrze nakarmieni, odprężeni i szczęsliwi. Ludzie przewidują, że będą potrafili oprzeć się komunikatom mającym ich przekonać. Jednym ze sposobów zmniejszenia podatności ludzi na perswazję jest uprzedzenie, że zostanie podjęta próba przekoanania ich. Dotyczy to zwłaszcza tych przypadków, gdy treść komunikatu odbiega od ich własnych przekonań.
Ludzie sa skłonni chronic swe poczucie swobody. Według teorii reaktancji Jacka Brehma, kiedy nasze poczucie swobody jest zagrożone, staramy się je przywrócić. Podobnie komunikat, który ma na celu przekonanie kogoś, jesli jest krzykliwy lub nachalny, może byc postrzegany jako naruszający swobodę wyboru danej osoby, przez co aktywizuje jej mechanizmy obronne, by przeciwstawić sie temu komunikatowi. Ludzie, zetknąwszy się z informacjami, które są niezgodne z ważnymi dla nich przekonaniami, skłonni są- jeśli tylko jest to możłiwe- natychhmiast wynajdywać kontargumenty. Chronią w ten sposób swoje poglądy przed niepożądanymi wpływami i bronią swego poczucia niezależności.
Ludzie bardziej interesują się przyczynami twórczości niż samą twórczością. Dlatego też badacze starali się wielokrotnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jednostka odkrywa i konstruuje nowe formy? Co jest zasadniczym źródłem działalności muzyka? Odpowiedzi te- mimo ich różnorodności- można sprowadzić do dwóch konkurencyjnych modeli.
Model konfliktowy – zgodnie z nim źródłem twórczości są konflikty motywów, frustracje i wewnętrzne sprzeczności. Odkrywanie i konstruowanie nowych form jest zastępczą metodą rozwiązywania takich konfliktów. W wyniku niezaspokojenia podstawowych potrzeb czy pragnień, człowiek kompensuje deficyt wartości, rozwiązując problemy naukowe czy artystyczne. Praca twórcza- nawet amatorska- zapobiega kryzysom egzystencjonalnym i przywraca stan psychicznej równowagi. Ograniczenia społeczne i represyjna kultura utrudniają zaspokojenie podstawowych popędów i impulsów, zawartych w id. Frustracja i konflikty prowadzą do zaburzenia równowagi i nerwicy. Chcąc jej uniknąć jednostka stara się sublimować energię popędową; wyżywa się w działalności twórczej, dzięki temu pomnaża wartości intelektualne, które są doniosłe społecznie, a także, w końcowy rozrachunku, obracają się przeciwko niej.
Z modelu tego wynikają niezwykłe konsekwencje. Twórczość nie jest, mianowicie, naturalną działalnością osoby. Jest raczej formą obrony przed skutkami konfliktu i frustracji. Gdyby jednostka zawsze umiała zaspokoić swoje potrzeby, gdyby nie było ograniczeń zewnętrznych i środków represyjnych, twórczość całkowicie by zanikła. Z drugiej strony twórczość jest pewnego rodzaju przymusem dla człowieka, który „nie zdecydował się” na nerwicę.
Model spełnienia- zgodnie z tym modelem twórczość stanowi metodę aktualizacji naturalnych potencji jednostki. Jest rodzajem samospełnienia. Podstawową potrzebą człowieka jest dążenie do samorealizacji. Twórczość i ekspresja są najlepszymi metodami zaspokojenia tej potrzeby. Jedynie ograniczenia zewnętrzne lub trudne warunki mogą udaremnić akt samospełnienia. Zdolność do działalności twórczej i innowacyjnej jest zatem naturalną cechą człowieka. Nie tyle konflikt i frustracja, co harmonia wewnętrzna, zaspokojenie elementarnych potrzeb i duży zakres swobody działania sprzyjają twórczości i ekspresji.
Identyfikacja- Jest to reakcja na wpływ społeczny, wywołana pragnieniem danej jednostki, aby być podobną do osoby, od której pochodzi to oddziaływanie. W przypadku identyfikacji, podobnie jak przy uleganiu, jednostka zachowuje się w określony sposób nie dlatego, że takie zachowanie samo przez się daje jej zadowolenie, lecz raczej dlatego, że stawia ją w satysfakcjonującej- ze względu na samoocenę- relacji w stosunku do osoby lub osób, z którymi się identyfikuje. Identyfikacja różni się od ulegania tym, że dana jednostka rzeczywiście zaczyna wierzyc w opinię i wartości, które przyjmuje, chociaż nie wierzy w nie zbyt mocno. Tak więc, jeśli ktoś uważa jakąś osobę czy grupę za atrakcyjną pod pewnym względem, to będzie skłonny zaakceptować ich wpływ oraz przyjąć podobne wartości i postawy- nie dla uzyskania nagrody lub uniknięcia kary (jak w przypadku ulegania), lecz po prostu po to, aby upodobnić się do tej osoby.
Internalizacja jakiejś wartości czy przekonanie jest najtrwalszą, najgłębiej zakorzenioną reakcją na wpływ społeczny. Motywem zinternalizowania określonego przekonania jest pragnienie, aby mieć słuszność. Tak więc nagroda za uznanie tego przekonania ma charakter wewnętrzny. Jeśli osobę wywierającą wpływ uważamy za godną zaufania i mającą właściwy sąd o rzeczywistości, to głoszone przez nią przekonanie akceptujemy i włączamy w nasz system wartości. Przekonanie to, skoro tylko stanie się częścią naszego własnego systemu, uniezależnia się od swego źródła i staje się niezwykle odporne na zmianę.
Ciągłe nagradzanie lub karanie nie jest potrzebne w przypadku tej reakcji na wpływ społeczny, którą nazywamy identyfikacją. Osoba, z którą dana jednostka się identyfikuje, nie musi być w ogóle obecna: niezbędne jest tylko pragnienie, aby być podobnym do tej osoby. Na przykład, jeśli ulubiona gwiazda muzyczna mieszka w odległości tysiąca kilometrów i nie widujemy jej na żywo nadal wyznajemy podobne jak ona poglądy, dopóki pozostaje ona dla nas osobą znaczącą, nadal wyznajemy te same poglądy oraz poglądy te nie zostaną podważone przez sprzeczne z nimi, a bardziej przekonywujące opinie. Jednakże wynika stąd również, że nasze poglądy mogą ulec zmianie, jeśli gwiazda zmieni przekonania lub, jeśli nasza fascynacja gwiazdą zacznie zanikać. Mogą one także zmienić się, jeśli jakaś osoba lub grupa osób, mająca dla nas większe znaczenie niż gwiazda, żywi odmienne przekonania. Tak więc miejsce poprzedniej identyfikacji może zająć identyfikacja o większym znaczeniu. Przykładem obrazującym takie zachowania jest branie młodych dziewczyn, nastolatek przykładu z Dody. Podobne słownictwo a nawet charakterystyczny śmiech słychać już w każdej szkole. Metoda wypowiadania się nastolatek coraz częściej przypomina manierę słowną Doroty Rabczewskiej. Ale wystarczy tylko, że nowa koleżanka zacznie bardziej cenić Agnieszkę Chylińską, ubliżając i przeklinając swoich rówieśników, fanka Dody diametralnie zmieni swoje zachowanie.
Efekty wpływu społecznego w postaci identyfikacji mogą być także zniwelowane przez pragnienie danej osoby, aby mieć słuszność. Jeśli ktoś przyjął jakiś pogląd drogą identyfikacji, a następnie zapozna się z kontrargumentami przedstawionymi przez osobę godną zaufania i znającą się na rzeczy, to prawdopodobnie zmieni ów pogląd. Internalizacja jest najbardziej trwałą reakcją na wpływ społeczny właśnie dlatego, że motyw dążenia do słuszności jest potężną i samopodtrzymującą się siłą, niezależną od stałego nadzoru ze strony czynników dysponujących nagrodami lub karami ani od nieustającego szacunku dla innej osoby lub grupy.
W internalizacji ważnym komponentem jest wiarygodność- wiarygodność osoby, która dostarcza informacji. Na przykład jeśli słuchamy bądź czytamy wypowiedź osoby, o której wiarygodności jesteśmy przekonani- tzn. osoby, która naszym zdaniem zna się na rzeczy i jest prawdomówna- to będziemy skłonni poddać się jej wpływowi, ze względu na swoje pragnienie, by mieć słuszność.
Ludzie dość skutecznie potrafią wzbudzać sympatię innych. Jednakże nie zawsze jest to takie proste. Aby zyskać przychylność innych muzyk powinien postępować z wyczuciem, pamiętając o ryzyku uznania jego zachowań za próbę manipulacji. Zdobycie sympatii innych staje się szczególnie ryzykowne, kiedy próbujemy jednocześnie wkraść się w łaski dwóch grup odbiorców o sprzecznych poglądach. Nie zawsze jesteśmy w stanie rozdzielić grupy odbiorców lub zrezygnować z przychylności jednej z nich. Jednakże nawet w takich okolicznościach ludzie znakomicie sobie radzą ze zróżnicowaną publicznością. Mogą znaleźć subtelny kompromis między konkurencyjnymi dążeniami obu grup odbiorców, przedstawiając swoje poglądy jako umiejscowione gdzieś pomiędzy sprzecznymi opiniami publiczności. Wartości wyznawane przez zróżnicowaną grupę odbiorców wpływają zatem na sposoby, w jakie staramy się zyskać ich przychylność. Jeśli poglądy odbiorców są jednorodne, to możemy z łatwością dostosować do nich naszą prezentację. Jeżeli jednak publiczność składa się z osób o różnych lub nawet sprzecznych wartościach, to skuteczna ingracjacja staje się trudniejsza, autoprezentacja wymaga znacznie większej kreatywności. Skąd ludzie wiedzą, które zachowania będą społecznie akceptowane? Informacji tej dostarczają normy społeczne danej grupy lub kultury. Wyróżniamy dwa rodzaje norm społecznych: normy opisowe, które definiują to, co zwykle się robi, oraz normy nakazowe, wyjaśniające, które zachowania są aprobowane, a które nie. Normy opisowe informują ludzi, jakie działania będą skuteczne. Robiąc tak, jak w danej sytuacji postąpiłaby większość, możemy zazwyczaj wybrać prawidłowo. Normy nakazowe, z drugiej strony, informują nas, jakie zachowania będą akceptowane przez innych. Jeśli chcesz aby grupa bardziej Cię ceniła zwracaj uwagę na normy nakazowe. Tak właśnie robi większość gwiazd muzycznej sceny. Niektóre jednostki bardzo przejmują się aprobatą społeczną i mają wysoką motywację, by zdobywać szacunek otoczenia. Traktowanie skłonności do akceptacji w kategoriach potrzeb stawiają ją w nieco negatywnym świetle, sugerując, że zgadzanie się z innymi oznacza słabą osobowość. Jednakże można spojrzeć na to inaczej. Pragnienie aprobaty jest podstawą najbardziej „miłego” czynnika osobowościowego- sympatyczności. Osoba sympatyczna ma wiele takich cech, jak serdeczność, ufność i gotowość do pomocy. Ponadto osoby sympatyczne są charakteryzowane jako elastyczne i ugodowe. Są one gotowe podporządkować się grupie, aby uniknąć konfliktów. Antykonformizm to skłonność do przeciwstawiania się wpływowi społecznemu. Zgodnie z teorią reaktancji, wszyscy cenimy sobie swobodę decydowania o własnych działaniach. Gdy coś zagraża tej wolności, często reagujemy w sposób dokładnie przeciwny.
Taktyka to działania prowadzące do osiągnięcia celów wyznaczonych w ramach strategii, to metody, które zapewniają realizację planu znalezienia się w mediach. Istnieją różne rodzaje taktyki- od otwartej i bezpośredniej do niespodziewanego uderzenia- ale wszystkie wymagają jednej cechy: kreatywności. Niezależnie od tego, jaką przyjmiemy strategię działania, z pełnym przekonaniem wykorzystajmy w niej spryt i oryginalne pomysły; realizujmy swoje plany, mając poczucie pewności siebie i wierząc w znaczenie sprawy, o którą walczymy. W błyskotliwej prezentacji danego wydarzenia pomocne mogą być przeróżne rodzaje taktyki- w zależności od sytuacji. Nie należy dać się złapać w pułapkę zunifikowanego stylu. Chcąc dotrzeć do wielu odbiorców, zastosować należy wobec każdej z nich odrębną taktykę.
W wywiadzie z Bogusławem Kaczyńskim, dziennikarz zadał następujące pytanie:
- Trzy „Wiktory” dla Kaczyńskiego! Trzy „Złote ekrany”- dla Kaczyńskiego! „Nagroda Neapolitańska” za propagowanie najszczytniejszych wartości kultury polskiej na świecie- dla Kaczyńskiego! Tytuł „Mężczyzna Roku”- dla Kaczyńskiego! Tytuł „Pisarza Roku”- dla Kaczyńskiego! Kwiaty, owacje, przez ćwierć wieku niezmienna miłość wielomilionowej widowni- to też dla Kaczyńskiego. Czy Pan wie, co się telewidzom najbardziej w Panu podoba?
- Może powaga, z jaką traktuję swoje muzyczne posłannictwo, może szczerość wypowiedzi, bezkompromisowość, upór w dążeniu do celu, spontaniczność, zdolność do improwizacji, elegancki ubiór, szacunek okazywany widowni... Może także to, że nigdy nie czytam z kartki, nie zacinam się i nie tracę głowy przed kamerą.
Oczywiście, pewne osoby reagują na zagrożenie wolności silniej od innych. Wtedy dochodzi, w przypadku gwiazd sceny muzycznej do ich muzycznej kompromitacji.
W czwartek kontrowersyjna kompromitacja- zapraszam!!
LUC@

niedziela, 12 kwietnia 2009

Motywy, cele i zachowania społeczne

Podstawowe motywy naszych wszystkich zachowań często pozostają nieświadome. Nasza psychika funkcjonuje w taki sposób, że czujemy się źle, gdy jesteśmy izolowani od społeczeństwa, wyśmiewani i odrzucani, a dobrze, kiedy uprzejmie wita nas przyjaciel, koleżanka z pracy prawi nam komplementy, a partnerka obdarowywuje całusami. Ludzie najczęściej świadomi są aktualnych, powierzchniowych celów, takich jak umówienia się na wywiad. Czasami, lecz nie zawsze, mają też świadomość głębszych, szerszych celów, na przykład stworzenia idealnej płyty z muzyką. Rzadko natomiast odczuwają świadomość podstawowych motywów lub ostatecznych elementów, które stoją za tymi zachowaniami. Co więcej, związki pomiędzy motywami a zachowaniami bywają niekiedy bardzo złożone. Za każdym zachowaniem może kryć się więcej niż tylko jeden motyw: umówienie się na wywiad z dziennikarzem może prowadzić do zaspokojenia potrzeby związków międzyludzkich, informacji społecznej, statusu a nawet promocji.Należy uwzględnić fakt, iż nie wszystkie motywacje zachowań społecznych same są „społeczne”. Ludzie mogą zachowywać się w sposób przyjacielski, aby uzyskać korzyści materialne (większa sprzedaż płyt) lub lepszą informację ( opinia kogoś z branży). Poszukiwanie głębokich motywów ludzkich zachowań może być intrygującym i pouczającym sposobem rozwiązywania zagadek ludzkiego zachowania.Podstawowe motywy i szczegółowe cele aktywne w dowolnym momencie odzwierciedlają uczucia osoby i czynniki ze świata zewnętrznego. Osoby i sytuacje wpływają na siebie w różnoraki sposób:1.Różne sytuacje uruchamiają różne części naszego „JA”.Na osobowość każdego z nas składa się wiele aspektów i każdy z nich aktywuje inny typ sytuacji. Cel społeczny, który przeważa w danej chwili, zależy od sytuacji społecznej- czasami chcemy być lubiani, czasami wolimy, by się nas bano. Przykład z zakresu muzyki. W gronie rodzinnym postać sceniczna jest nader spokojna, na scenie zaś jest wulkanem energii. Jedną z najważniejszych potrzeb człowieka, którą trudno zaspokoić w niepewnym i wrogim świecie jest poczucie tożsamości i integracji osobowości. Jak podkreśla Fromm, tożsamość będąca typową właściwością jednostki, wiąże się z ludzkim „ja”. „Ja” stanowi strukturę, która organizuje aktywność, która umożliwia działanie, decyduje o indywidualności i niepowtarzalności człowieka. „Ja” jest świadomością tego, iż jednostka to podmiot, który jest aktywny, bezpieczny, niezależny i samodzielny. Jednak w świecie techniki, ludzie tracą poczucie tożsamości; stają się ego.Ego to nie tyle podmiot, ile przedmiot, który ma mieszkanie, samochód, lodówkę i dzieci. Różnica między „ja” i ego, to różnica między „być” i „mieć”, to różnica między podmiotem i przedmiotem, między tożsamością a kryzysem tożsamości. Człowiek, który posiada tylko ego, jest marionetką. Taką marionetką w rękach menagerów jest coraz więcej gwizd muzyki.2. Każda sytuacja, w której się znajdujemy a motyw społeczny aktywny w danej chwili zależy od tego, na który z nich zwracamy szczególną uwagę.To, jak zareagujemy na daną sytuację, zależy od tego, na co zwracamy uwagę. Prawdopodobnie muzyk nie będzie myślał o rozwoju swojej kariery w chwili, gdy namiętnie całuje ukochaną. Jeżeli jednak zauważy, że do pokoju właśnie wszedł jej były chłopak, to może zmienić motywację z romantycznej na samoobronę.3.Nie wszyscy ludzie reagują jednakowo na tę samą sytuację.4.Ludzie zmieniają swoje sytuacje.Jeśli nieuważny muzyk spadnie ze sceny, to scena pozostanie taka sama, a zmianie ulegnie tylko ta osoba. Jednak sytuacje społeczne to nie scena. Każda osoba, która „wchodzi” w przestrzeń społeczną, może ją zmienić.5. Ludzie wybierają swoje sytuacje.Sytuacje nie „przydarzają się” nam ot tak. Sami je wybieramy. Zajęcie, które dla jednej osoby jest wspaniałym sposobem spędzenia wolnego czasu (koncert w garażu), dla innej może być równie atrakcyjne, co wizyta w domu strachu. Sytuacje, które wybieramy, odzwierciedlają aspekty naszej osobowości. Odnosi się to zarówno do sytuacji długoterminowych, jak i do sposobu, w jaki spędzamy jedno popołudnie.6. Sytuacje zmieniają ludzi.Ludzie zmieniają swoje sytuacje i na odwrót: również są przez nie zmieniani. Każda sytuacja społeczna obejmuje także innych ludzi, których cele i cechy osobowości mają ogromny wpływ na jej przebieg. Niektóre sytuacje wywierają silny wpływ na osoby, które w nich uczestniczą. 7. Sytuacje wybierają ludzi. Podobnie jak ludzie nie pozwalają, by zdarzały się im przypadkowe sytuacje, również sytuacje społeczne nie są dostępne dla wszystkich. W wielu sytuacjach człowiek musi mieć określone cechy, by mógł w nich uczestniczyć. Małe różnice pomiędzy ludźmi mogą się zwiększać w miarę, jak pogłębia je sytuacja. Tak, więc sytuacja i osoba wzajemnie się wybierają i kształtują w nieustannym cyklu. Na przełomie XIX i XX wieku powstała behawiorystyczna koncepcja człowieka i choć nigdy nie spotkała się z powszechnym uznaniem. Zawsze wywoływała kontrowersje. Skinner i inni behawioryści poddali surowej krytyce badania nad człowiekiem. Ich zdaniem większość ludzi tworzą obraz człowieka autonomicznego, którego reakcje nie tyle zależą od bodźców zewnętrznych, co od pewnych stanów wewnętrznych, a więc od świadomości, popędów, cech charakteru, postaw, siły, ego itp. Koncepcja behawiorystyczna naszkicowana przez Skindera jest niezwykle prosta i klarowna. Według niej, zachowanie człowieka, jego osiągnięcia w pracy twórczej, jego kontakty interpersonalne i działalność organizacyjna są zależne od wyposażenia genetycznego oraz od środowiska fizycznego i społecznego. Środowisko to, a więc między innymi instytucje kulturalne, sytuacja w rodzinie czy środki masowego przekazu sterują ludzkim działaniem. Zgodnie z tym w prostych układach instytucjonalnych zachowanie człowieka jest nieskomplikowane. Przeciwnie, w bardzo złożonych organizacjach ludzie wykonują skomplikowane sekwencje reakcji. Struktura zachowania jest w dużym stopniu kopią struktury środowiska. Współcześni behawioryści nie ograniczają się do stwierdzenia, że środowisko steruje człowiekiem, ale zwracają również uwagę na to, że jego działanie wpływa z kolei na zmianę środowiska. Zachowanie ludzkie jest sprawcze, ponieważ kształtuje otoczenie jednostki. Skinder powiedział :„ Człowiek może być kierowany przez środowisko, ale należy pamiętać, że środowisko jest prawie całkowicie ukształtowane przez niego”.Najbardziej oryginalną i kontrowersyjną tezą Skindera i jego kolegów nie jest to, że środowisko społeczne steruje zachowaniem, lecz to, iż stany wewnętrzne człowieka, a więc jego świadomość, procesy myślenia, cechy, charakter czy postawy, nie wpływają na ludzkie reakcje. Stany wewnętrzne są prywatną sprawą jednostki, są one „produktem dodatkowym” działania, produktem, którego badanie nie wzbogaca naszej wiedzy o mechanizmach zachowania. To nie świadomość pustki czy beznadziejności wpływa na dewiacyjne zachowania, ale źle zorganizowane środowisko społeczne i fizyczne. Współcześni behawioryści naszkicowali wizerunek człowieka zewnątrzsterowanego. Jeśli ludzie różnią się między sobą, jeśli jedni osiągają wielkie sukcesy zawodowe, a inni ponoszą klęski osobiste, to dlatego, że ich biografie były różne, że inna była struktura bodźców, które na nich oddziaływały. Behawioryści odrzucili koncepcję człowieka aktywnego i samodzielnego, człowieka kierowanego przez wewnętrzne motywy i dążenia. Takie radykalne spojrzenie na jednostkę prowadzi do wielu konsekwencji. Jedna z nich jest szczególnie ważna. Skoro zachowanie człowieka zależy od środowiska społecznego, to dzięki odpowiednim metodom manipulacji można dowolnie modyfikować reakcje ludzkie. Jeśli chcemy ukształtować „człowieka doskonałego”, który posiadałby nawyki organizacyjne i techniczne, który umiałby współpracować z partnerami, musimy najpierw stworzyć „doskonałe środowisko”.Okazywanie sobie wzajemnej akceptacji jest niezbędne do rozwoju i utrzymania bliskich, serdecznych związków. Daje poczucie psychicznego bezpieczeństwa w różnych sferach życia. Zatem, jeśli pragniemy budować bliskie związki, musimy umieć okazywać innym swoją akceptację. Czasami okazywanie takiej akceptacji daje drugiej osobie ogólne poczucie wsparcia. Są dwa różne typy konfrontacji: informacyjny i interpretacyjny. Podstawową formą konfrontacji jest przekazanie drugiej osobie informacji o tym, jak postrzegasz jej zachowanie i jego skutki i jak reagujesz na to zachowanie. W idealnym przypadku ten typ konfrontacji polega na komunikowaniu bezbłędnej i znaczącej informacji przez zaangażowanego obserwatora chętnemu słuchaczowi po to, żeby słuchacz mógł przystąpić do obserwowania samego siebie, w następstwie- zmienić swoje zachowanie i żeby się przez to rozwinął. Konfrontacja informacyjna jest w wielu przypadkach tym samym, co owocna informacja zwrotna i powinno się do niej stosować te same zasady. Skutkiem konfrontacji informacyjnej jest zwiększenie sprawności interpersonalnej.W uzupełnieniu do informacji, mocnym bodźcem rozwoju może być interpretacja zachowania drugiej osoby, jeśli jest komunikowana umiejętnie, uczciwie i z empatią. Interpretacja może spowodować, że dana osoba wejrzy w siebie, a taki wgląd jest kluczem do lepszego psychicznego zdrowia. Interpretacje są wartościowe o tyle, o ile stanowią punkt wyjścia do działań mających na celu rozwój danej osoby. Ich wartość mierzy się stopniem, w jakim pomagają zobaczyć swoje zachowania i zmienić je tak, aby uzyskać większą zdolność do bycia z ludźmi. Oto cechy konfrontacji interpersonalnej: Empatia - ktoś, kto podejmuje konfrontację, musi mieć zrozumienie dla spraw najważniejszych w zachowaniu i stylu życia innej osoby. czas - trzeba wybrać taki moment, w którym dana osoba będzie otwarta na słuchanie i nie przyjmie postawy obronnej.Odniesienie- konfrontacja musi się odnosić do sytuacji, w której obie osoby biorą udział; nie może się pojawić nieoczekiwanie.Zwięzłość- musi być wypowiadana zwięźle i na temat; długi i niejasne wypowiedzi robią wrażenie ostatecznych i zniechęcają słuchacza. ktoś, kto podejmuje konfrontację, musi umieć okazać szczere i prawdziwe zainteresowanie dobrem drugiej osoby. interpretacja jest hipotezą na temat zachowania drugiej osoby, a nie oczywistym faktem. Jedno z klasycznych badań nad zależnością między postawami a zachowaniem przeprowadził Richard LaPiere na początku lat trzydziestych naszego stulecia. W 1933 r. LaPiere ocenił postawę wobec Chińczyków u 128 właścicieli hoteli i restauracji, zadając im pytanie: „czy przyjąłbyś osoby należące do rasy chińskiej jako gości w Twoim zakładzie?” Ponad 90% zapytanych odpowiedziało: „nie”! Jednakże objeżdżając kraj z młodą parą małżeńską Chińczyków, LaPiere stwierdził, że spośród tych 128 zakładów tylko w jednym- znajdującym się w małym miasteczku w Kalifornii odmówiono obsłużenia chińskiej pary. Postawy właścicieli wobec Chińczyków nie pozwalały przewidzieć ich zachowania.Wyniki uzyskane przez LaPiere`a nie sa przypadkowe. W 1969 r. Alan Wicher dokonał przeglądu ponad czterdziestu badań, których tematem była zależność między postawami a zachowaniem. Badania te obejmowały szeroki zakres postaw i opinii, takich jak zadowolenie z pracy, przesądy etniczne, preferencje konsumentów i przekonania polityczne.Związek między postawami a zachowaniem- w naszych głowach. Jak możemy pogodzić te wyniki badań z naszą intuicją, że przekonania danej osoby są ściśle związane z jej zachowaniem? Jednym ze sposobów jest wyciągnięcie wniosku, że nie ma związku między postawami a zachowaniem- że istnieje on wyłącznie w naszych głowach; po prostu wyobrażamy sobie, że ludzie postępują zgodnie ze swymi przekonaniami i postawami. Istnieje nieco danych potwierdzających tę hipotezę. Hotelarze LaPiere`a niewątpliwie podlegali silnym naciskom społecznym, aby odpowiedzieć „nie” na pytanie, czy przyjmą Chińczyków; jednocześnie stanęli oni wobec przeciwnych nacisków (aby uniknąć awantury) skłaniających ich do wynajęcia pokoju młodej chińskiej parze, gdy już zjawiła się w hotelu. Być może ulegali oni po prostu najbardziej bezpośrednim naciskom. Być może nie jesteśmy niczym więcej niż istotami podporządkowującymi się wszelkim naciskom, jakie przypadkiem istnieją w naszym bezpośrednim środowisku społecznym.Na poparcie hipotezy, że ta percepcja zgodności między postawą a zachowaniem jest „wyłącznie w naszych głowach”, można przytoczyć rozpowszechnioną wśród ludzi tendencje, aby przyczynę zachowania danej jednostki przypisywać charakterystycznym właściwością tej jednostki, takim jak cechy osobowości i postawy, a nie wpływowi samej sytuacji. Na przykład na pytanie: „Dlaczego gwiazda odmówiła rozdawania autografów?” często pada odpowiedź: „bo jest głupia i leniwa”- przy czym ignoruje się takie czynniki sytuacyjne, jak zatłoczone miejsca bądź nieodpowiednie warunki. Innymi słowy, kiedy widzimy, że coś się przydarza komuś, wówczas większość z nas, zakłada, iż charakter tego wydarzenia jest zgodny z cechami tej osoby. Chcielibyśmy Wierzyc, że ludzie dostają to, na co zasługują, i zasługują na to, co dostają.Edward Jones i jego współpracownicy nazywają tę skłonność do przypisywania przyczyny danego zachowania jakiejś stosowanej cesze danej osoby wnioskowaniem na zasadzie zgodności: zachowanie tej osoby wyjaśnia się w kategoriach jakiejś właściwości czy cechy, która jest po prostu podobna do tego zachowania.Kiedy postawy pozwalają przewidywać zachowanie? Przecież fakt, że postawy nie zawsze umożliwiają określenie przekonań, nie oznacza jeszcze, że nie pozwalają one nigdy przewidzieć zachowania. Rola uczonych polega na określaniu warunków, w jakich wystąpienie danego zdarzenia jest mniej lub bardziej prawdopodobne. Ostatnio Russell Fazio zidentyfikował ważny czynnik, który zwiększa prawdopodobieństwo, że będziemy działać zgodnie z naszą postawą- dostępność. Postawa jest wysoce dostępna, jeśli ocena obiektu tej postawy przychodzi szybko, prawie natychmiast na myśl, kiedy tylko napotkamy ten obiekt. Istnieje dość duży materiał dowodowy na poparcie twierdzenia, że wysoce dostępne postawy kierują zachowaniem. Jedną z miar dostępności postawy jest szybkość, z jaką dana osoba potrafi podać ocenę określonego obiektu czy problemu.Oddziaływanie na percepcję.Postawy i przekonania mogą wpływać na zachowanie także w inny sposób: przekonanie może ukształtować świat społeczny w jakim żyjemy. Krótko mówiąc, subtelny kontekst wpływał na przekonania i oczekiwania, które z kolei oddziaływały na zachowanie, a poprzez nie na następną „kolejkę” spostrzeżeń. Podsumowując, liczne badania nad postawami i zachowaniem potwierdzają zasadę, subtelne zmienne sytuacyjne są często silnymi determinantami naszego zachowania. Po drugie, większość ludzi skłonnych jest nie dostrzegać znaczenia sytuacji dla wyjaśnienia zachowania, wola oni natomiast wyjaśniać działania innych ludzi w kategoriach założeń dotyczących ich osobowości i postaw. Innymi słowy, większość z nas zakłada, że postawy ludzi rzeczywiście pozwalają przepisywać zachowanie, toteż zbyt często czynimy użytek z tego przekonania przy interpretowaniu zachowania innych. Dostrzegamy związki między postawami a zachowaniem nawet wtedy, gdy w rzeczywistości nie istnieją. Nie wszystkie postawy i przekonania cechuje duża dostępność. Na przykład możemy mieć swoje opinie Mandarynie, lecz większości z nas opinie te niełatwo przychodzą na myśl. Czasami nie mamy wcale rzeczywistej postawy- tzn. przechowywanej w pamięci oceny danego obiektu. Niemniej jednak możemy zaryzykować jakąś opinię, jeśli ktoś nas o nią poprosi.W jaki sposób dostępność postawy wpływa na zachowanie? Według Fazio postawy służą do interpretowania i selektywnego spostrzegania danego obiektu oraz do uchwycenia znaczenia złożonej sytuacji. Jednakże dana postawa jest tylko jednym z wielu czynników, których można użyć w celu zrozumienia jakiejś sytuacji. Na przykład, aby zrozumieć złożoną sytuację, możemy zrobić użytek z obiektywnych cech tej sytuacji lub z tego, co inni ludzie mówią o niej, lub z naszej ogólnej postawy wobec podobnych sytuacji. Kiedy postawę cechuje wysoki stopień dostępności, to jest bardziej prawdopodobne, że będzie ona głównym czynnikiem, jakim posłużymy się do określenia sytuacji. W tych sytuacjach będziemy postępować zgodnie z tą postawą.Można również przystąpić do konfrontacji, kiedy zachodzi rozbieżność pomiędzy tym, co dany człowiek myśli o sobie i swoich zachowaniu a tym, jak widzi to drugi człowiek. Bardzo często ludzie mylą się co do tego, jaki wpływ ma ich zachowanie na innych albo nie doceniają swojej wartości i możliwości. A jak umiejętnie podejść do własnej osoby i swojego wizerunku, nie tylko scenicznego?Już po świętach kolejna notka, a w niej zarządzanie wizerunkiem własnej osoby.. tymczasem Jezus Zmartwychwstał! Prawdziwie Zmartwychwstał! Wesołego Alleluja!Luc@